2019: podsumowanie mojego pierwszego ultra roku
To był bardzo dobry rok. Pełen wyzwań, rozwoju i mądrze przepracowanego czasu, który zaowocował nie tylko przebiegnięciem pierwszej górskiej setki, ale przede wszystkim - pozwolił mi stać się pewniejszą siebie i swoich możliwości kobietą. Co się zmieniło przez te 12 (ultra) miesięcy?
Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tak dobrego roku. Nie miałam wygórowanych oczekiwań, ale wiedziałam, czego chciałam. Biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce bardzo często twierdzimy, że jak coś dobrego się wydarza - to nam się "udaje", a gdy pojawia się porażka - tak "musiało być", ten post może być mocno przewrotowy :-)
Otóż, osobiście uważam, że 2019 był dla mnie podróżą nie tylko biegową, ale przede wszystkim treningiem mentalnym, który sprawił, że bardziej świadomie podchodzę do podejmowanych wyzwań. Bardziej świadomie również skupiam się na procesie dojścia do konkretnych celów, a lekcje oraz sukcesy analizuję czysto pragmatycznie. Najmocniej skupiam się na tym by dzielić się energią i pasją ze swoim otoczeniem, co naturalnie boostuje moje własne pokłady energetyczne.
Dlaczego 2019 był dla mnie przełomowy?
- Od 01.01.2019 miałam jasno zdefiniowany cel (tzw. priorytet A) biegowy, który czułam całą sobą. Całą sobą czułam, że jestem w stanie przebiec dystans 100km podczas Biegu 7 Dolin i bardzo tego pragnęłam. Czułam również, że dążenie do realizacji tego celu umożliwi mi stanie się lepszą wersją samej siebie. Oszacowałam swoje zasoby (czasowe, finansowe, fizyczne i mentalne) i krok po kroczku zaczęłam zastanawiać się jakie zmiany powinnam wprowadzić w życie, aby móc w sierpniu stanąć na mecie - na Deptaku w Krynicy-Zdrój.
- Określiłam swoje priorytety życiowe. To nie był dla mnie łatwy rok - kilka przeprowadzek, całkowite zamieszanie na tle osobisto-rodzinnym i mobilizacja bliskich celem pokonania przeszkód, które przewartościowały moje dotychczasowe życie. Zmieniłam pracę. Zaczęłam spędzać czas z osobami, z którymi naprawdę chciałam. Kilka razy się przeprowadzałam. Podróżowałam. Wróciłam w góry.
- Nawiązałam współpracę z trenerką. Nie wiem, czy pamiętacie, ale przez 12 miesięcy opiekę nade mną sprawowała Ada Szatecka, bez której mogłabym pomarzyć o dystansach ultra. To właśnie Adzie zawdzięczam "wyciszanie mojej osoby", sporo merytorycznej wiedzy i naprawdę świetnie dobrane treningi. Brakowało mi tego rok wcześniej, tej szczerej relacji i zaufania do trenera.
- Periodyzacja treningu. Oh tak, nie można być zawsze w szczycie formy! Zrozumiałam jak istotnym jest podzielenie roku na konkretne cykle treningowe, uzależnione od wybranych startów (priorytety A - C). Dzięki temu, mądrzej zbudowałam bazę tlenową z początkiem roku i praktycznie do samego listopada obyło się bez większych wydolnościowych problemów.
- Wrzuciłam na mentalny luz. Im więcej było we mnie radości i braku presji, tym lepiej mi się biegało. Jeśli się stresowałam danym startem, to albo fundowałam sobie ciężką noc, albo nawrzucałam zbędnych negatywnych myśli - zawsze to kończyło się trudnościami podczas biegu.
- Bieganie stało się celem samym w sobie. Cudnie, że przebiegłam 100km i mogę nazywać się "ultraską". Ale wiecie co? Tu nie chodzi o pokonanie konkretnego dystansu w określonym czasie. Tu chodzi raczej o świadome dojście do momentu, gdy możemy być na starcie biegu z poczuciem "jestem gotowy/a, dałam z siebie wszystko, ruszajmy".
- Otworzyłam się na ludzi i samą siebie. Zaczęłam kwestionować wiele swoich nawyków, które mocno osadziły mnie w strefie komfortu. W 2019 było inaczej. Zaangażowałam się w bloga oraz stronę na FB (jest nas już ponad 400!!!!), prowadziłam treningi z Zielonebieganie.pl (a przecież mógł nikt nie przyjść!) poznałam fantastycznych ludzi i jestem bardzo wdzięczna za to, że mogłam wysłuchać tyle ciekawych historii.
- Zaakceptowałam siebie. No dobra, prawie. To w końcu długi proces - ale jestem na dobrej drodze. Polubiłam siebie bardziej, to na pewno. Zaczęłam dostrzegać do czego zdolne jest moje ciało i jaki ze mnie uparciuch. Wyrzuciłam wagę i przestałam weryfikować swoją wartość (!) w odniesieniu do głupich cyferek na wyświetlaczu. Za to, spoglądając na moje górskie przygody, poczułam do siebie większy szacunek i z radością przyznałam, że jestem twardzielką.
- Komunikacja to podstawa. 2019 to nauka mówienia NIE. Nauka złoszczenia się i wyrażania negatywnych emocji. Pozwoliłam sobie na to by wyrażać emocje w stosunku do innych osób - nie było łatwo, ale wiele moich relacji przeszło diametralną zmianę (na lepsze!) i wierzę, że pomogło mi to również uzyskać lekkość w aktywności fizycznej. Byłam prawdziwa wobec siebie, nie musiałam "wybiegać" emocji. Po prostu robiłam trening, realizowałam się - a nie wymęczałam frustracje.
- Miałam swój skromniutki debiut w mediach. Coś, co traktowałam trochę jako dobrą zabawę, przerodziło się nie tylko w świetny materiał o bieganiu w TV, ale również pojawiła się audycja radiowa i liczne prezentacje live, m.in w Południku Zero. To naprawdę było dla mnie przeżycie :-)
Podsumowując, co to był za rok! W kolejnym poście zrobię zestawienie 2019 w liczbach - opiszę Wam swoje wrażenie z najfajniejszych startów oraz tras, najsmaczniejszych odkryć kulinarnych i miejsc, które całkowicie mnie zachwyciły!
Trzymajcie się ciepło, M.