Biegać by nie zwariować: podsumowanie luty 2021

Ostatni miesiąc był pełen wyzwań, które niekoniecznie związane były z treningiem, ale bezpośrednio wpływały na jego wykonanie. Trochę gorzej spałam, jadłam i więcej się stresowałam, ale mimo wszystko - lepszy rydz niż nic 😊

Stres, a trening

Nie jest to tajemnicą, że biegając amatorsko, zwłaszcza przygotowując się do startów na dystansie ultra, każdy (nawet najmniejszy) aspekt życia zawodowego, czy osobistego może wpłynąć na efekty naszego treningu. No bo, jeśli człowiek więcej się stresuje, nie potrafi w pełni zregenerować się przez noc, a wybory żywieniowe też nie należą do najrozsądniejszych - nie trenuje się już tak lekko.

Takie jest jednak życie i trzeba się z tym pogodzić. Akceptacja faktu, że czasami po prostu coś nie idzie po naszej myśli, mocno ułatwia życie. Co więcej, nie musimy mieć wszystkiego pod kontrolą - iluzja tego, że "możemy" działa tak naprawdę na naszą niekorzyść.

Stąd też, doszłam do wniosku, że zamiast wkurzać się swoim wysokim tętnem nawet podczas regeneracyjnych biegów, zaakceptowałam ten fakt i nie narzucałam sobie takiego obciążenia jakie miałam zaplanowane. Jest to kuszącym by trenować na najwyższych obrotach, ale tak się nie da. Życie tak nie działa i czasami bywa pod górkę. Nie dorzucajmy sobie jeszcze presji i stresu w dziedzinie, która ma być czymś rozwojowym i dającym nam satysfakcję, a nie wkurzenie i złość 🙃

Baza tlenowa, a jednostki jakościowe

Luty zaczęłam od 14. tygodnia przygotowań do DFBG i powoli wprowadzałam jednostki jakościowe ukierunkowane na siłę biegową (podbiegi) poprzeplatane z wytrzymałością (I/II zakres) oraz minimalnymi elementami szybkości (przebieżki, interwały 500m max) na odmulenie.

Każdy tydzień znacząco się różnił, co było spowodowane okolicznościami życiowo-zawodowymi. 14. tydzień był dość przewidywalny - 5 treningów, w tym: 2 biegi regeneracyjne, 2 jednostki jakościowe (podbiegi oraz BNP) i długie wybieganie. Rozłożyłam to tak by mieć bieg regeneracyjny + jakość + rest + jakość + rest + długie wybieganie + regeneracja.

15 tydzień to istne szaleństwo, bo trenowałam poniedziałek - piątek (codziennie) i przyznam, że nie jest to moja ulubiona forma planowania treningów. W związku z weekendowym wyjazdem, wiedziałam, że muszę "ścisnąć" jednostki na tyle, aby jeszcze się w tym czasie zregenerować. Wpadły 3 biegi regeneracyjne + 1 jakość (interwały) + długie wybieganie. Nie powiem, kilometraż nie był zabójczy, bo 70km, ale i tak wysiłek dzień po dniu dał w kość.

Wycieczki biegowe i przewyższenia

16 tydzień rozpoczął się godzinną regeneracją biegową, a następnie BNP (16km), które poszło mi fatalnie. Nie miałam dawno tak wysokiego tętna i mimo tego, że we wtorek biegało mi się świetnie, to środa przyniosła zwątpienie we własne możliwości. Jednak, nic nie trwa wiecznie ...

Widok na Piwniczną-Zdrój

Od piątku byłam w Krynicy i chciałam skorzystać w pełni z możliwości trenowania w górkach. W weekend wybrałam się na pierwszą wycieczkę biegową (przeczytacie tutaj) i oceniam ją na 10/10. Pogoda i warun dopisały, a ja wytrzymałościowo czułam się bardzo dobrze.

17 tydzień to 2 jednostki "regeneracyjne", gdzie zaplanowałam po prostu 12km i 15km po asfalcie z przewyższeniem minimum 200m. Poszło całkiem sprawnie, tętno w porządku (I/II zakres), więc byłam zadowolona. Zwieńczeniem tygodnia była druga wycieczka biegowa - przebiegłam w sobotę 40km (z 1 700m przewyższenia) z Frycowej do Szczawnicy, a w niedzielę 18km (z 482m) do Piwnicznej-Zdrój. Łącznie 68km i ponad 2 000m przewyższenia, fajno! 😇

Z czystym sumieniem polecam wybrać się na biegowe szaleństwo totalnie zapomnianym szlakiem żółtym z Frycowej na Halę Pisaną - warunek przepiękny, miękka ściółka i biegniemy delikatnie w górę aż do Barnowca. Tutaj ugrzęzłam po pas w śniegu i przebycie jednego kilometra zajęło mi ponad 25 minut! Na pewno tam wrócę, gdy warunki będą już wiosenne, bo tereny są przepiękne, a tym razem niestety biegowo w pełni z tego nie skorzystałam.

Dalsza część biegu była już bardzo OK. Z Hali Pisanej zbiegłam do Piwnicznej, gdzie w jednym z otwarty źródełek uzupełniłam wodę we flasku i poleciałam żółtym szlakiem na Niemcową i Wielki Rogacz. Tutaj klasyk na Przehybę i niebieskim szlakiem w dół na Szafranówkę i do Szczawnicy.

Niedziela przywitała mnie deszczem ze śniegiem i temperaturą bliską zeru. Co za różnica do poprzedniego dnia! Podjechałam sobie busikiem do Jaworek, a stąd Białą Wodą żółtym szlakiem, potem wskakuję na niebieski do Obidzy i czerwonym do Piwnicznej.

Kulinarne odkrycia

Niewiele działo się w kontekście eksperymentów kulinarnych, chociaż obiecałam sobie co tydzień próbować jakiegoś nowego przepisu. Ostatnio wjeżdża sporo kotletów z "odpadów", czyli marcheweczka i buraczek, które używam do soku zamiast do kosza, idą do miski z przyprawami, płatkami owsianymi, nasionami chia i kotlety gotowe.

Do tego, przekonałam się też do "mięsa" wegańskie kupnego, a zwłaszcza do burgerków z Next Level Burgers, które podgrzewam sobie w piekarniku i dodaję do sałatek. Mega mi to zasmakowało, a czuję się po tym długo syta.

Ze słodkości, ostatnimi czasy sporo robię kulek z białej fasoli, gdzie ok 400g fasoli mieszam z wymoczonymi we wrzątku daktylami (ok10-15 sztuk), dodaję erytrytol, ulubione orzechy, nasiona chia, kakao i masło orzechowe. 10 min roboty, a jedzenia pod sufit 🤤

Podsumowanie

Wiem, że mądrze przepracowałam ostatnie 28 dni biorąc pod uwagę całokształt życiowy. Sumiennie 3-4 razy w tygodniu trenuję siłowo na macie z wolnymi ciężarami lub gumami, więc staram się nie zapominać o wzmocnieniu ciała.

Cieszę się bardzo z 2-tyg pobytu w Krynicy, który mocno podładował moje baterie, pozwolił się wyciszyć i w końcu, wybrać się pierwszy raz w tym roku na weekendową biegową wycieczkę. Bardzo mi tego brakowało.

Marzec przed nami, wiosno przybywaj! Tęsknimy ☀️