Dlaczego dieta roślinna?

Wielokrotnie spotykamy się z przeświadczeniem, że zmiana sposobu odżywiania, zwłaszcza w kierunku zwiększenia ilości żywności nieprzetworzonej, oznacza, że chcemy schudnąć. Dlaczego o wiele rzadziej postrzegamy zmiany nawyków żywieniowych jako kluczowy krok do zdrowszego umysłu, silniejszego ciała i wyniesienia naszej aktywności fizycznej na zupełnie nowy poziom? No i jakim cudem sportowiec może mieć paliwo z “samych roślinek”?!

Zastanawiając się nad pierwszym postem na bloga, nie miałam żadnych wątpliwości, że powinnam zacząć od fundamentalnego aspektu w życiu człowieka jakim jest … jedzenie. Nie można zaprzeczyć, że możemy zrezygnować z konta na Netflixie (choć wydaje się to abstrakcją, prawda?), pary “tych niesamowitych” zamszowych butów, czy poczucia przynależności w grupie współpracowników – ale … jeść trzeba. Podstawowym warunkiem naszego prawidłowego funkcjonowania jest zaspokojenie przede wszystkim podstawowych potrzeb fizjologicznych. (Nie)stety, bez tego ani rusz!

https://www.simplypsychology.org/maslow.html

Jak doskonale wiemy, jesteśmy tym, co jemy. W związku z tym, że jesteśmy istotami myślącymi (i czującymi), wydaje nam się, że doskonale znamy swój organizm i dajemy mu to, czego właśnie potrzebuje. W końcu, kochane kobietki, gdy nadchodzą “ciężkie” dni, nagle okazuje się, że nasze wrażliwe żołądki są w stanie pomieścić kosmiczne ilości ciastek, czekoladek i innych słodkości, o których zupełnie nie myślałyśmy przez okrągły miesiąc. Wydaje się wtedy, że “organizm się prosił” o dodatkowe kilka(set) kalorii. W grę wchodzi oczywiście podłoże hormonalne, ale to temat na zupełnie inny post. Tak czy siak, wielokrotnie nam się “wydaje”, że nasze wybory żywieniowe są podyktowane faktycznymi potrzebami. Pamiętajmy jednak, że na poziomie świadomym, wykorzystujemy znikomo nasz mózg, gdzie ponad 90% działań wyzwalana jest na poziomie podświadomości, czyli troszkę poza nami. Weźmy to pod uwagę, gdy kolejnym razem sięgniemy po paczkę ciastek (a jak jeść, to całe!), bo wkurzył nas szef, jest brzydka pogoda i generalnie nic się nie układa.

Przyznam szczerze, że pod koniec 2016 moja frustracja spowodowana walką o (jak mi się wydawało) zdrowszą i silniejszą wersję swojej osoby, sprawiła, że wracając do Warszawy po okresie świątecznym wiedziałam, że koniecznym jest wprowadzić diametralne zmiany. Miałam już po prostu dość – ile można sobie odmawiać, ile można nadwyrężać siłę woli (niby nowy nawyk tworzymy w ciągu 28 dni, a tu jakoś nie szło tak łatwo), a i tak pod koniec tygodnia dochodzę do wniosku, że poniedziałek to “fresh start“, do tego czasu wyczyszczę zawartość swoich “niezdrowych” zapasów i … znowu reżim w tygodniu, treningi i pozostałe bajery. No i stałam w miejscu. Przede wszystkim sama ze sobą. Jak długo można kręcić się w kółko?

Miałam ogromne szczęście, że totalnym zbiegiem okoliczności natrafiłam na absolutnie nietuzinkową historię pewnego zasiedziałego alkoholika, który obrócił swoje życie o 180 stopni. Rich Roll. Facet legenda według mnie – stał się dla mnie prawdziwą inspiracją. Nie tylko w kontekście sportowym, gdzie prawdziwą wisienką na torcie jest ukończenie w 2010 tzw. EPIC5, czyli “5 ironman-distance triathlons on 5 islands of Hawaii in under a week” – celem zobrazowania: ponad 225km dziennie (~3.8km pływania, 180km roweru oraz maraton) i pomnóżmy przez 5. Ponad 1125km w przeciągu 5 dni. Anyways, Rich jest dla mnie inspiracją w szerszej “życiowej” perspektywie – niegdyś alkoholik, który o włos uniknął zawału serca, wielce zaganiony prawnik, bo “praca sama się nie zrobi”, a dzisiaj 52-letnie mąż i ojciec czwórki dzieci, bloger, pisarz, trener i wielki zwolennik równowagi życiowej. Słuchając jego podcastów, czytając artykuły – nie tylko czuję motywację do działania, czuję przede wszystkim spokój

Książka, która zainspirowała mnie do zmiany. Niesamowita historia do poczytania dla każdego – nie tylko biegacza! Źródło: www.richroll.com

Co jednak najciekawsze, Rich odżywia się samymi roślinkami. Nie upatrywał w tym początkowo większej rewolucji – potraktował to jako doświadczenie i zrobienie przyjemności swojej żonie, która od bardzo długiego czasu odżywiała się wyłącznie w oparciu o dietę roślinną. Zaczęło się niewinnie, jako ciekawostka. Potem się spodobało i z biegiem czasu okazało się, że Rich ma więcej siły niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego też, pomyślałam sobie, że każdy gdzieś zaczyna i jeśli może mi to przynieść długofalowe korzyści, chętnie podejmę się inwestycji w swoje długoterminowe well-being.

Styczeń 2017. Marta, czyli ja, zachęcona bodźcami zewnętrznymi, wciąż dość sceptycznie, ale decyduje się na podjęcie 2-tyg eksperymentu, czyt. brak mięsa i nabiału oraz kawy (!). Tak, prawie odgryzłam sobie rękę przez brak kawy, czułam niepewność i totalne zbicie z tropu. Zero comfort zone, gdzie ja jestem?! Tydzień przetrwałam, ale ledwo! Drugi tydzień okazał się przyjemniejszy, a potem obudziłam w sobie ciekawość na więcej.

Było kilka składowych, które sprawiły, że postanowiłam wziąć udział w tym, co początkowo nazywałam “eksperymentem roślinnym”:

Od-uzależnienie się od mięsa (Byłam absolutnym mięsożercą – nie wyobrażałam sobie posiłku bez mięsa. Szczerze powiedziawszy, nie do końca dobrze się czułam ze świadomością ogromu pochłanianego białka zwierzęcego, zwłaszcza, że podskórnie czułam, że mimo “sprawdzonych” źródeł, bardzo często mięso było wysoce przetworzone.)

Wyzbycie się wzdęć (O matko i córko, jak ja uwielbiałam kefiry, jogurty i mleko! Jednak, czułam się potem jak wielki napompowany balon. Co więcej, denerwował mnie fakt, że dzień w dzień w ramach przekąsek sięgałam po nabiał – nie podobało mi się, że polegam na określonym typie produktów.)

Bodziec do poszerzenia horyzontów (Jestem z natury istotą ciekawską, lubiąca się uczyć. Decydując się na konkretne produkty, wpadamy w rutynę. Raz na jakiś czas coś nowego przygotujemy. Teraz chcę zmienić status quo – zaczynam od zera. Ogromne wyzwanie, ale i niesamowicie ciekawa przygoda, bo … jak się suplementować? Jakie produkty wybierać jako zamienniki? W jaki sposób umiejętnie nadać przyprawom smak? Jakie są najlepsze źródła składników mineralnych w produktach roślinnych?)

Wytrzymałość treningowa (Zaczęłam fascynować się długimi dystansami, czy to w kontekście biegania, czy roweru – szybkości na krótkich odcinkach przestały być czymś stymulującym, ciekawym. Zapragnęłam biegać i jeździć dłużej. Rich, czy Scott Jurek pobudzili moją ciekawość.)

Walka z zaburzeniem odżywiania (Stety, niestety – mając osobowość ukierunkowaną na spore obciążenie i presje, odbiło się to kilkuletnią walką z zaburzeniem odżywiania. Post na ten temat pojawi się w późniejszym czasie.)

Chęć zadbania o swoje zdrowie (Tak diametralna zmiana w nawykach wiąże się z regularnymi wizytami u lekarza, zwłaszcza z badaniami krwi i monitorowaniem zmian. Świadomość “na czym stoimy”.)

Rozwój osobisty (Internety aż pęcznieją od materiałów na temat sztucznego napędzania gospodarki, lobbingu korporacji amerykańskich i zatrważającym wpływie hodowli na stan naszej planety. Spokojnie, żadne ze mnie hippie – po prostu uważam, że warto mieć świadomość o tym, co się dzieje wokół nas.)

Ciekawość i pójście pod prąd (Znowu, taki charakter 🙂 Od początku, głowa mi pękała od pełnych troski rozmów pt. Przecież robisz sobie krzywdę! Wykończysz się! Oh, ile razy widziałam pobłażliwe spojrzenia moich kochanych mięsożerców, którzy usilnie mnie przekonywali, że nie dam rady długo “pociągnąć”, że to nielogiczne, że to czysta krzywda. OK. A ja udowodnię, że nie. Nigdy w życiu nie ingerowałam w to, co kto ma na talerzu i uważam, że najważniejszym jest respektowanie wyborów drugiej osoby. Jeśli komuś jest dobrze jedząc to co je, niech i tak będzie. To działa w dwie strony!)

Uchronienie się od chorób (Mówi się, że przed genami nie uciekniemy bez względu na to jak szybko biegamy. Jednak, trzeba pamiętać, że nie jesteśmy skazani na dane dolegliwości – swoim postępowaniem możemy zwiększyć lub zminimalizować prawdopodobieństwo ich wystąpienia. Sorry, ale nie mam najmniejszej ochoty złapać się w sidła nadciśnienia, cukrzycy, czy łuszczycy, a przede wszystkim stracić entuzjazm do życia, bo “jestem stara”. To też choroba!)

W wielkim skrócie tak można podsumować dlaczego przeszłam na dietę roślinną. Mimo przeświadczenia, że dieta roślinna = weganizm, nie lubię używać tego drugiego określenia, bo po pierwsze wydaje mi się, że często utożsamiane jest z trendem, modą i kojarzone z jarmużem oraz zielonymi szejkami ze spiruliną. To moje subiektywne odczucie, więc no offence. Co więcej, powiedzenie “jestem weganinem” = filozofia stylu życiu, oznacza, że zwraca się uwagę na rodzaj używanych kosmetyków (cruelty free, vegan friendly), oddaje na cele charytatywne swoje dawniej ulubione buty i torebkę skórzaną, a komunikaty marketingowe żywności lustruje się pod kątem szerszej polityki koncernów, mających za cel zwiększanie wpływów i sprzedaży, a nie do końca dobro jednostki oraz planety.

Jak widzicie, temat jest szeroki. A to dopiero mój pierwszy post, więc nie chcę Was zasypać ogromem informacji, bo nie oto chodzi. Moim celem jest pokazanie kierunku, na który się zdecydowałam i jakie motywy mną kierują. Na diecie roślinnej jestem już 2 lata – lubię wierzyć w to, że gdyby nie tamta grudniowa decyzja życiowo, sportowo i zawodowo nie byłabym tu gdzie jestem teraz, szczerze usatysfakcjonowana z kształtu jaki nadaję życiu. Ale oczywiście, nie musicie na słowo wierzyć – mam jednak nadzieję, że z biegiem czasu uda mi się pokazać jak wiele korzyści i spokoju niesie ze sobą zmiana setup’u na bardziej roślinny :-).

Keep tight,

M