Podsumowanie 2021: strefa komfortu to jest to!

Ostatnie 12 miesięcy dużo mnie nauczyły. Mam wrażenie, że bardzo dojrzałam w wielu aspektach, nie tylko tych sportowych. Przekonałam się również, że nie ma sensu robić czegoś, co po prostu nie sprawia frajdy. Rok wielu ultra, licznych porażek i wspaniałych chwil radości.

Leżąc przed kominkiem i oglądając najnowszy sezon Wiedźmina, tuż po wigilijnej kolacji, wzięło mnie na refleksje. Uniosłam leniwie głowę i powiedziałam do mojej Mamy: Słuchaj, mam 30 lat. Co ja w tym życiu osiągnęłam? No powiedz mi, co w tym życiu tak naprawdę się liczy?

Mama spojrzała na mnie jakbym spadła z choinki wraz z kilkoma przepięknymi bombkami, a potem odpowiedziała: Radość. Nic poza tym. Lubisz biegać, to biegaj póki daje Ci to radość. Nie martw się tym, co wydaje Ci się, że "powinnaś" albo, że ludzie tego chcą. Bzdura. Rób to, co sprawia Ci radość.

NIC nie muszę, NIC nie trzeba. Mogę, chcę!

Sądzę, że słowa mojej Mamy stanowią trafne podsumowanie tego, co wyniosłam z tego roku. Nie zmuszać się do robienia czegokolwiek, co nie jest dla mnie dobre, rozwojowe i "moje". Staram się wyrzucić ze swojego słownika określenia, które sprawiają, że robię z siebie ofiarę, czy męczennicę na własne życzenie bez względu na życiowe okoliczności.

Taką filozofię zaczęłam też stosować w swoim treningu. Zrezygnowałam z aktywności, które wydawało mi się, że "muszę" wykonywać - trenażer zimą (szczerze nie znoszę), cotygodniowy basen (oprócz żabki i pluskania się w wodzie, za pływaniem nie przepadam), czy konieczne rolowanie. Jasne, zdarzy mi się pójść na basen, spinning, czy porolować się dla ogólnego rozluźnienia. Jednak, nie wpisuję tych aktywności jako coś, co trzeba wykonywać by mieć "pełny" i "wartościowy" trening.

Odkryłam za to aktywności, które lubię wykonywać i które wzmacniają moje ciało. Wielką frajdę sprawia mi trening siłowy, joga, morsowanie, spanie (tak, to jest jednostka treningowa!), spacery, hiking, rower. Oj tak, mamy grudzień i od 2 miesięcy nie jeździłam na rowerze, bardzo mi tego brakuje!

A pisząc o rowerze ... jestem bardzo dumna, bo w tym roku przejechałam prawie 5 000km (33 000m przewyższenia)! Najbardziej podobały mi się moje kilkudniowe wycieczki, zwłaszcza te w Tatry i na słowackie Zapopradzie. Plus, w końcu wjechałam na Wielką Przehybę i przejechałam 200km eBrevetu w Mińsku Mazowieckim (dzięki Szymonix!!!!). Good times.

Periodyzacja treningu

Doceniłam formę adaptacyjną treningu (dostosowanie jednostek do moich preferencji: samopoczucie, fizjologia), a starty biegowe zaczęłam wybierać tak, aby mieć z nich jak najwięcej frajdy, a nie bić rekordy. No cóż, każdy ma swoje priorytety. Jak mawiał Adam Małysz "Chcę oddać dwa równe skoki" - liczy się dla mnie po prostu by dać z siebie tyle ile mogę tego konkretnego dnia, kawał wartościowej roboty (PS. Polecam bardzo odcinek podcastu BHU z Katarzyną Selwant).

Rok 2021 to styk dwóch sezonów. Z jednej strony, wraz z nadejściem września zakończyłam jeden sezon, a z początkiem października zaczęłam budować bazę tlenową na kolejny. Od 2016 jeden rok = jeden sezon, dlatego 2021 to trochę taki eksperyment.

Kończąc ten rok, bardzo cieszę się z podjętych treningowo decyzji. Nie zajechałam się, nie nabawiłam kontuzji ani przetrenowania. Czy dałam z siebie 100%? Nie. Często wybierałam strefę komfortu nad bicie rekordów i było to moją świadomą decyzją. Czuję się z miesiąca na miesiąc coraz silniejsza, biegam mądrzej i jestem pełna sił. Na ten moment to dla mnie najważniejsze. Wierzę, że przyjdzie taki czas, że to właśnie w strefie komfortu będę bić swoje własny rekordy i sumiennie do tego dążę 😀

Biegam ultra i czerpię z tego wielką radość!

2021 przyniósł kilka niesamowitych startów - pierwszym ultra startem był 50+ LoveLas u Ryśka Kętrzyńskiego. Przybiegłyśmy wtedy z Olą na 2 i 3 pozycji open, co bardzo dodało nam skrzydeł na cały rok. Fantastycznie kameralna impreza w Mielcu, przepiękne tereny i "w miarę" płasko, więc na rozgrzanie kończyn oraz głowy na cały sezon jak znalazł.

Kolejnym biegiem, o którym warto wspomnieć był Ultra Trail Małopolska - oczywiście, dystans 63km. Podobnie jak w przypadku LoveLas'u, Ola towarzyszyła mi podczas tej hardkorowej wyrypki. Pogoda poddała nas testowi, a Szczebel dał ostro po tyłku. Poprawiłam jednak swój czas o ponad 2 godziny w stosunku do pierwszego startu z 2019, co dało mi masę radości i satysfakcji!

Gdy przyszedł lipiec i DFBG, nie do końca dochodziło do mnie, że czeka mnie przebiegnięcie 130km. Nie będę owijać w bawełnę - mój start mocno mnie rozczarował. To znaczy, do 100km było bosko, a potem pojawiły się problemy natury bąbelkowej, czyli odciski na stopach, które uniemożliwiły mi godne zakończenie tej imprezy. Założyłam sobie 21 godzin, a skończyłam w 24. Pewnie, ultra uczy pokory i nie obrażam się. Po prostu boli fakt, że fizycznie i psychicznie dałoby radę lepiej jakościowo to ogarnąć, ale cóż ... takie życie!

Chociaż, z tej perspektywy wiem, że dobrze się wydarzyło. Zawzięłam się na znalezienie sposobu na odciski i metodą prób oraz błędów, udało mi się! Obecnie, mija 5 miesięcy od Lądka i z ręką na sercu, nie miałam ani jednego odcisku, a zdarzało mi się spędzić 12h w biegu. Przede wszystkim, stosuję krem Second Skin na suche stópki, które wcześniej namaczam, oczyszczam z martwego naskórka. Do tego, zaczęłam biegać ... w skarpetkach rowerowych! Nie żartuję. Bez względu na obuwie, patent Second skin + skarpetki rowerowe sprawia, że problem odcisków zniknął!

Zakończenie sezonu 2020/21 to Beskidy Ultra Trail (48km). Wyrypka nie z tej ziemi. Moje serce i dusza zostały na szlakach Beskidu Śląskiego, gdzie jeszcze nie raz wrócę. Cieszy fakt, że walczyłam do samego końca i mam 6 miejsce wśród kobiet! Mega.

Po roztrenowaniu, przyszedł czas na budowanie bazy tlenowej. Wisienką na torcie cyklu był start w Piekle Czantorii. Ojeżu. Do dzisiaj śnią mi się te dwie pętle. Bardzo polecam i jestem przekonana, że w 2022 stawię czoła 3 pętlom ...

Ostatni start 2021 to po raz kolejny bieg w Kasinie. Tym razem, w wersji Winter Trail Małopolska. Cieszy fakt, że mimo zimowych warunków, skończyłam o ponad 30 min szybciej niż wersję letnią. 5 miejsce ni to raduje, ni to smuci. Fajnie, że dobiegłam i dobrze się bawiłam!

Ultra to ludzie

2021 przyniósł wiele niesamowitych spotkań na szlakach, w studiu nagrań, przed kamerką podczas długich rozmów oraz na wspólnym klepaniu kilometrów w miejskich parkach oraz lasach.

Bardzo serdecznie dziękuję każdej osobie, która stała się częścią Zielonego Biegania 💚💛🧡 Za każdą rozmowę podczas zawodów. Za te wszystkie biegowe rozkminy, wspólne dopingowanie się przed startem i pchanie kropka. Za support na biegach. Za lajeczki i followy na mediach społecznościowych. Za uśmiech i "ej, ja cię kojarzę z bloga!". Za podcasty i filmiki. Za wszytko to, co sprawia, że jesteśmy lepszymi ludźmi, biegaczami i szczęśliwszymi istotami 😉

Media społecznościowe oraz wywiady, testy sprzętu i podcasty

Mam ogromną przyjemność pisać dla ULTRA i Treningbiegacza.pl, gdzie możecie znaleźć moje testy sprzętu, wywiady z osobami ze środowiska biegowego, przepisy i życiowe rozkminy. Ten rok to szansa na poznanie inspirujących osób, które tworzą te wydawnictwa (papierowe i digital) oraz sportowców, z którymi miałam szansę porozmawiać i opisać ich historię.

Fajnie, że wspólnie z Black Hat Ultra wypuściliśmy odcinek dla Black Hat Team, gdzie z Olą rozmawiamy o naszej przygodzie na DFBG. Mocno dopinguję Kamilowi i BHU. Gdyby nie jego podcasty, kto wie, gdzie teraz byłoby to moje bieganie ultra ...

Mniej zawodów, więcej gór i wycieczek

Przepadłam w miłości do gór. Ten rok wyjątkowo obfitował w niezliczone wręcz wyjazdy w góry. Udało się przynajmniej raz w miesiącu gdzieś wyskoczyć, coś przebiec i coś zwiedzić. Raduje mnie fakt, że poznałam Kotlinę Kłodzką, gdzie mieliśmy szansę urlopować przed DFBG. Na pewno wrócę w te okolice pobiegać!

Co więcej, ogromną radość zaczęły sprawiać mi kilkunastogodzinne wycieczki w Beskidy, Pieniny, Gorce, czy też Tatry. To pierwszy rok, w którym aż 4 razy byłam w Tatrach, aby pobiegać. Dorzuć do tego setki godzin na beskidzkich szlakach i wychodzi nam prawie 70% czasu spędzonego na bieganiu w 2021!

Sądzę, że z każdym rokiem jest ze mnie bardziej świadomy i rozsądny ultras. Podczas samotnych wycieczek mam szansę oddać się swoim introwertykalnym rozkminom oraz sprawdzić się w terenie (sprzęt, jedzenie, kondycja). Niby pozostaję w strefie komfortu, ale ten rok przyniósł eksplorację terenów, o których do tej pory kompletnie nie słyszałam. Fajnie, bo to poczucie wolności działa na mnie bardzo budująco.

Co więcej, jestem z siebie dumna, bo nareszcie zaczynam puszczać nogi luźno na zbiegach. Przez lata moje czwórki dochodziły do siebie dniami po dłuższych wycieczkach i zawodach, bo zamiast pozwolić nogom lecieć w dół, mocno się zapierałam i asekuracyjnie schodziłam. W tym roku nastąpił przełom - powolutku zaczęłam puszczać nogi, a nawet najbardziej techniczne zbiegi przestały być takim koszmarem. Nie zaliczyłam nawet większej gleby! Moje czwóreczki są mi za tę zmianę bardzo wdzięczne.

Jedzenie intuicyjne i słuchanie swojego organizmu

W kwestii jedzenia - od ponad roku utrzymuje mi się stała waga. Staram się jeść intuicyjnie i słuchać swojego organizmu. Oczywiście, jak to kobieta, w zależności od momentu cyklu menstruacyjnego, mam inne preferencje - przed samym okresem jem więcej produktów bogatych w magnez, cynk. Pozwala mi to trochę złagodzić "spadek formy" i generalne samopoczucie do kitu w fazie wysokohormonalnej, czyli tuż przed okresem. Innymi słowy, 2021 to słuchanie swojego organizmu, docenienie jego siły i odżywianie go zamiast nakładanie nowych restrykcji.

Jasne, że mam gorsze dni i czasami nie mogę na siebie patrzeć w lustrze. Zdarza mi się patrzeć na zdjęcia sprzed kilku lat i myśleć "o jeżu, ale dobrze wyglądałam. Nie to co teraz!". Staram się nie skupiać na tych myślach, niech sobie będą. Obserwuję je i puszczam dalej, aby nie przejęły nade mną mocy. Brzmi banalnie, ale wierzcie mi, że takie podejście wchodzi w nawyk i jest łatwiej odpuszczać.

Praca nad lepszą wersją siebie

Co Was będę okłamywać. Perspektywa trzeciej dychy mocno mnie pokiereszowała. Jakoś do końca nie chciałam się pogodzić z faktem, że jestem coraz starsza. Cały czas mi się wydawało, że osiągam zbyt mało. Mimo tego, że zmieniłam pracę na taką, w której mogę zawodowo się rozwijać, zainwestowaliśmy w samochód, zmieniliśmy mieszkanie ... to wciąż wydawało mi się - mało, mało!

Uciekałam mocno w bieganie i rower. Mogłam spędzać całe dnie na dworze, robiąc COŚ. Gdy przyszła jesień, dnie stały się krótsze, a moje pokłady energii - minimalne, to czułam się jakby codziennie był dzień świstaka. Wstawałam i byłam zła, zmęczona i wyżywałam swoje frustracje na wszystkim dookoła.

Zamiast uciekać od tego, co nieuniknione, powoli zaczęłam to akceptować. Dałam szansę jodze, medytacji i w końcu, zaczęłam mówić to, co myślę zamiast tłamsić te emocje w sobie. Trudna sprawa i dosłownie mnie to wypompowywało, ale finalnie okazywało się, że psychicznie czuję się coraz lepiej, jestem spokojniejsza i nie stwarzam sobie na siłę presji, aby coś produktywnego i sensownego robić / działać. W tym roku wyluzowałam.

Zrozumiałam też, że mniej znaczy lepiej. Dałam sobie pozwolenie by po prostu odpocząć. Nie musieć na wszystko "zasługiwać" i czuć się czegoś wartą. Miłe uczucie spać do oporu, mieć pełny brzuszek dobrego jedzonka i siłę na trening, który sprawia frajdę. To mój mały-wielki sukces! Ten luuuuz!

Podsumowanie

W tym roku zaczęłam szanować to, że jestem kobietą-sportowcem, kobietą-menadżerem, córką, partnerką, przyjaciółką i kimś, kto jest kompletnie nieidealny.

Niby realizowałam się w swojej strefie komfortu, ale z tej perspektywy widzę, że porównując to do poprzedniego roku - byłam na całkowicie nowych wodach. Śmiesznie, bo coś, co dla mnie jest dzisiaj komfortem, jeszcze kilka miesięcy temu było dla mnie przeszkodzą nie do przeskoczenia. Stąd też lekko przewrotny tytuł tego posta. Komfort może oznaczać rozwój jeśli popychamy granicę spokojnie i delikatnie, ale sumiennie i w zgodzie ze sobą.

Bardzo się cieszę, że dojrzałam do tego, że nie warto ze sobą walczyć, bo chcemy osiągnąć to i to. Staram się działać w zgodzie ze sobą, realizować się sportowo, spędzać czas z bliskimi i brać z tego życia tyle, ile wlezie. Zrozumiałam też, że w głębi serca naprawdę jestem szczęśliwym człowiekiem. Mam ogromną radość być z ludźmi, którzy mnie inspirują i stanowią wielką wartość w moim życiu. Mam fajną pracę i dach nad głową. A bieganie ultra? Uśmiecham się do siebie, bo wiem, że mam pasję, która czyni ze mnie lepszego i fajniejszego człowieka :-)

Życzę nam na cały przyszły rok spokoju ducha, akceptacji nas samych, bo wierzcie mi ... damy radę wszystko osiągnąć jak tylko pogodzimy się ze swoimi ograniczeniami i nauczymy się przesuwać powolutku strefę komfortu. Zdrówka, kochani! Wszystkiego dobrego na cały 2022!