Relacje Turbacz Winter Trail 2023: AK-47 [relacja]

Marta Dębska

9 min read
Turbacz Winter Trail 2023: AK-47 [relacja]

O Gorcach krąży wiele legend. Mówi się, że na Turbaczu znajduje się skała, pod którą ukryte są skarby, strzeżone przez samego diabła! Przeczytajcie o tym, co mi udało się znaleźć podczas WTW i czy skarb jest tylko legendą ...

Pomysł o przyjeździe do Nowego Targu i udział w Turbacz Winter Trail zrodził się zaledwie kilka tygodni wcześniej - miałam taki zamęt życiowo-zawodowy, że nie wiedziałam, czy do końca uda mi się ogarnąć ten temat logistycznie. Ku mojej uciesze, wszystko ułożyło się idealnie, a ja mogłam wybrać się na Podhale. Bardzo się z tego cieszę, bo mimo tego, że warun zimowy dał popalić, WTW pozostawił mi w serduszku masę pozytywnych emocji.

Biuro zawodów, wyposażenie obowiązkowe i trasa

Biuro zawodów

Muszę przyznać, że podczas całego procesu przygotowań do biegu, organizator był z nami w ciągłym kontakcie. Wszystkie newslettery informacyjne oraz posty na mediach społecznościowych były bardzo dobrze napisane, na tyle, że nie dało się nie wiedzieć, kiedy będzie biuro zawodów otwarte i gdzie go szukać, co z parkingami, jak wygląda kwestia wyposażenia, dodatkowe atrakcje itd. Propsuję, naprawdę ekipa Turbacz Trail wzięła sobie komunikację z zawodnikami do serca.

Wybrałam się po pakiet startowy do Hotelu Gorce w Nowym Targu w piątek, czyli w przeddzień zawodów. Zapisałam się na dystans AK-47km, czyli start przewidziany na 5:00 w sobotę. Mogłam też ogarnąć pakiet przed samym startem na Długiej Polanie, czyli tam, gdzie był start, ale uznałam, że jak już przyjechałam wcześniej na Podhale, to z przyjemnością zafunduję sobie spacer do biura zawodów.

Wszystko odbyło się bardzo sprawnie i kilka minut przed 17 wychodziłam już z Hotelu z numerem startowym, czipem oraz przepiękną zimową opaską do biegania (i nie tylko!). Pozdrawiam też serdecznie Natalię, która wydawała mi pakiet i okazała się czytelniczką bloga 😊

Wyposażenie obowiązkowe

To naprawdę minimum minimum, czyli organizator nie wymyślił sobie 150 rzeczy do wzięcia, a absolutne MUST dla każdego biegacza, który zaczyna biec w nocy i ma przed sobą dobre kilka godzin w zimowym warunku.

"Obowiązkowym wyposażeniem jest naładowany i aktywny telefon (nr musi być zgodny z nr podanym na zgłoszeniu), folia NRC, czołówka (latarka czołowa) oraz w przypadku dystansu 21km oraz 47km własny kubek/bidon lub pojemnik na napoje." Trochę wstyd jakby nie mieć czegokolwiek z tej listy.

Trasa

Trasa Winter Turbacz Trail AK-47 jest naprawdę zróżnicowana - mówimy o warunku zimowym, więc trzeba pamiętać, że często podbiegi biegnie się szybciej niż zbiegi, gdzie jest śniegu po kolana. Jednakże, trasa biegnie szlakami (czarny, zielony) oraz drogami leśnymi - część z nich była idealnie przygotowana pod bieganie, za to zdarzało się wiele kilometrów, gdzie brodziliśmy w śniegu po pachy. Trasa jednak jest bardzo ciekawa i nie ma nudy. Każde podejście jest troszeczkę inne (strome, bardziej wypłaszczone), podobnie ze zbiegami - niektóre pozwalają poważnie się rozpędzić, a niektóre są na tyle techniczne (+ śnieg), że trzeba przygotować sie na wolniejsze tempo.

3...2...1 START!

Budzik dzwoni o 3:30. Spałam 5 godzin i mimo to, ledwo widzę na oczy. Poprzedniej nocy przygotowałam sobie w termosie kawę, żebym już nie bawiła się z gotowaniem wody i całej tej otoczki. Wciągam na szybko robioną owsiankę z bananem i daktylami, a o 4:30 wyjeżdżam już z centrum Nowego Targu w stronę Długiej Polany.

Dojazd zajmuje mi mniej niż 10 min, więc po zaparkowaniu na ogromnym parkingu, biorę się za ogarnianie sprzętu i ciuchów. Zakładam stuptuty, reguluję kijki do odpowiedniej długości, sprawdzam jeszcze raz, gdzie pochowałam batony, musy i dodatkowe rękawiczki. Upewniam się, że telefon działa, a moje wyposażenie obowiązkowe jest na swoim miejscu.

Wychodzę z samochodu, pilnując by nie zaciągnąć ręcznego (na dworze jest -15C!) i kieruję się w stronę Goprówki, gdzie ulokowano start. Dosłownie 5 minut spacerkiem od parkingu.

4:59 ... zaczyna się odliczanie. Staję sobie na starcie, opieram się o swoje kije i staram się wybudzić na tyle by nie przegapić momentu startu ... 3...2...1 ... POSZLI!

Śladami Olimpijczyków i rzeź zamiast zbiegu

Pierwsze kilometry lecą mi niesamowicie szybko, mimo tego, że te niecałe 4km pną się cały czas w górę. Potem, następuje bardzo przyjemny zbieg, gdzie rozpędzam się do przyjemnych 4:45 min/km i aż do wsi Gazdy zapominam o tym, że hu-hu-ha zima zła!

Drugie podejście to już dramat. Powoli zaczyna świtać, a ja mozolnie poruszam się w tempie 15-20 min/km, brodząc po kolana w śniegu i skacząc po śladach biegaczy przede mną. Zważywszy na to, że mam znacznie krótsze nóżki niż większość biegowych harpaganów na tym biegu przede mną, musiałam naprawdę nieźle się namęczyć by zrobić te drugie podejście. Za to widok wschodzącego słońca i jasne niebo bardzo mi to wynagrodziły.

Zbieg nie był jakiś fenomenalny, ale dało się normalnie biec. Na 11km w Obidowej czeka już punkt odżywczy - jednak, nie zatrzymuję się i lecę dalej. Wbiegamy na fenomenalnie wyratrakowany 8km podbieg, czyli trasę biegową (narciarską) Śladami Olimpijczyków. To właśnie tutaj przegania mnie Bogusia Garczyńska-Wąs, której tempo biegu było tak równe i miarowe, że z wielką przyjemnością krok w krok za nią biegłam. No i finalnie, spoiler alert, Bogusia dobiegła przede mną i uważam, że bardzo jej się to należało 😊

No, ale dobra. 8km podbieg się skończył i miałam szczerą nadzieję, że nareszcie puszczę nogi w dół. Przecież to już 20km i trzeba by było trochę tempa nadrobić - NIESPODZIANKA, witamy na 3km zbiegu ze śniegiem po pachy. Miałam świadomosć tego, że jeśli teraz przepalę swoje zasoby energetyczne na próbie biegu tam, gdzie ledwo można iść - rozwali mnie to fizycznie i psychicznie, nie będzie to równy, ani dobry jakościowo zimowy bieg. Bez sensu.

Staram się skupić na tych rzeczach, które przenoszą mnie do TU i TERAZ - picie, jedzenie i poruszanie się równym tempem na przód. Asekuruję się kijamy, aby nie zapaść się głębiej w śnieg. 14 min/km ... fantastyczne tempo na zbiegu, prawda? Mija jakieś 30-40 min i chłopak, który biegł przede mną, macha mi i krzyczy "Ej, już niedaleko. Nie poddawaj się". Faktycznie, minęły może z 3-4 min i wybiegliśmy na odśnieżoną drogę, która zaniosła nas z powrotem do Obidowej, gdzie rozpoczęło się podejście na Turbacz.

Zimowa bajka na Turbacz

Wydaje mi się, że to moja ulubiona część trasy. Słonko było już wysoko na niebie i w magiczny sposób dawało o sobie znać, nieśmiało wyłaniając się zza zaśnieżonych choinek, które dociążone ogromną ilością śniegu, uginały się w pół. Po ponad 25km przyszedł czas na wrzucenie jakieś dobrej muzyki na słuchawki i pociągnięcie kolejnych kilku godzin bez męczenia buły.

Zjadłam bułkę z hummusem i pilnowałam by regularnie pić z obu flasków. Jeden z nich jest przystosowany do biegania zimą, bo ma specjalną zatyczkę i warstwę izolacyjną, więc nie musiałam się martwić, czy nie zamarznie w nim płyn. Za to w drugim, takich bajerów nie miałam i na ostatnim punkcie odżywczym poprosiłam o wlanie gorącej herbaty i rozczieńczenie mi to zwykłą wodą. Dzięki temu, nie zamarzł mi korek (przy -7/8C) i mogłam na spokojnie pić przez jakieś 60-90 min od wyjścia z punktu.

Na Turbacz docieram w całkiem dobrym humorze, choć czułam, że muszę zjeść coś słonego, a kompletnie już nie miałam nic poza słodkimi batonami oraz musami. Kruca fuks!

Zatrzymuję się na punkcie odżywczym na Turbaczu, gdzie klimat serdeczności i sympatii przenikał do samych trzewi. Okazało się, że główny szeryf tego punktu był ślązakiem i bardzo mu się spodobało, że i ja potrafiłam się w naszej godce dogadać. Dostałam 2 pełne flaski, a do tego wzięłam kanapkę na drogę i poleciałam. Zbieg zielonym szlakiem w dół to była istna p o e z j a. Biegło się super i chociaż przez te 3km nadrobiłam trochę zaległości tempowych ...

Strzałka w dół? Pogubiona trasa

Słuchajcie, ja naprawdę nie mam w zwyczaju narzekać. Faktycznie, trasa nie była zbyt dobrze oznaczona - sama często nie wiedziałam, gdzie mam biec i pytałam osoby na szlaku, czy już ktoś tu biegł albo czekałam chwilę aż ktoś przybiegnie. Strzałki często były źle ustawione i wskazywały niewłaściwy kierunek, a flagi nagminnie były zakopane w śniegu. ALE. Przyznaję bez bicia, że nie miałam wgranego tracka. Mój błąd i nie zamierzam zwalać tego, że straciłam wiele minut kminiąc, gdzie mam biec. Po prostu tak było i nie zamierzam się nad tym spuszczać, ale fakt pozostaje - może dobrym pomysłem byłoby postawić więcej oznaczeń lub w newralgicznych punktach, poprosić o pomoc wolontariuszy?

Tak, czy siak - biegłam bardzo podobnym temptem do biegacza (w białej kurtce, z brodą), który wielokrotnie ze mną rozważał, gdzie powinniśmy biec. Serdecznie dziękuję za wybrnięcie z kilku niewiadomych w odpowiednim kierunku. Nie wiem jak się ten biegacz nazywał, ale go pozdrawiam!

Na szczęście, finalnie docieram do kilku płaskich (w miarę) kilometrów w Waksmundzie.

Waksumnd i ostatnie podejście

We wsi czeka już ekipa Ultra Trail Małopolska z punktem odżywczym. Nawet nie zastanawiam się, czy lecieć dalej - po prostu lecę. Czeka mnie przebiegnięcie długim odcinkiem wzdłuż pól z pięknym widokiem na Tatry. Wbiegam do wsi i znowu nie wiem, gdzie mam dalej podążać ... pytam ludzi, którzy wskazują mi drogę. Strzałek i oznaczeń brak.

Finalnie, wbiegam na ostatnie podejście, a za plecami górują majestatyczne Tatry. Odwracam się, uśmiecham i zdaję sobie sprawę, że jeszcze chwilka, kawałeczek i kończymy tę zabawę.

Docieram do ostatniego już skrzyżowania w środku lasu i widzę kilka strzałek, gdzie każda z nich pokazuje inny kierunek. No szlag by to trafił! Sprawdzam na mapie, no ewidentnie ... nie wiem. Ryzykuję i lecę w lewo, potem znowu mam rozwidlenie dróg i wybieram - prawo. Tutaj wpadam na kolegę biegacza z brodą, który pojawił się niewiadomo skąd i mówi, że też się pogubił. Biegniemy już wspólnie na dół stoku i po kilku chwilach jesteśmy już na Długiej Polanie, przekraczając linię mety.

7 godzin 20 min w pełni mnie w takich warunkach satysfakcjonuje. 5 kobieta open, 3 w kategorii. Gitara gra!

Podsumowanie

Cieszę się, że doświadczyłam tak pięknej zimy w Gorcach. Turbacz Winter Trail to naprawdę bardzo sympatyczna impreza, gdzie z przyjemnością wrócę w przyszłym roku. Mogłabym się tutaj pluć o te oznaczenia, ale sądzę, że nie ma sensu - jestem zdania, że fajnie płacimy za to, ale też trzeba umieć polegać na sobie. Ja nie miałam tracka i mogę mieć tylko do siebie pretensje.

Warunek był bardzo zróżnicowany - czasami zbiegało/podbiegało się bosko, a czasami trwało to ... wydawałoby się ... latami! Takie jest już bieganie w zimie. Osobiście, uważam, że warto jest wziąć udział w zawodach w zimie, bo przede wszystkim jest to wspaniała lekcja pokory, charakteru i wracając wspomnieniami do wyzwań na trasie, o wiele łatwiej biega się, gdy już śniegi stopnieją ... No bo hej, dałam radę ze śniegiem po pas, to nie poradzę sobie w idealnym warunku? 🙃

Warto? Warto!

Best, Marta

Bądź na bieżąco z Zielone Bieganie - Blog o bieganiu ultra!

Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂