Marta Dębska
Cierpimy na chroniczny brak czasu. Często rezygnujemy z gotowania, bo wydaje nam się, że przepis jest zbyt skomplikowany, a czasu mamy coraz mniej … Pozwólcie, że zaserwuję Wam kilka przepisów na pyszne wegańskie obiady, których przygotowanie jest bardzo proste, a smak usatysfakcjonuje nawet najbardziej wymagające kubki smakowe! Obiecuję – będzie smakowało!
Każdy z nas ma inną “obiadową” filozofię i niektórzy po prostu nie lubią gotować. Jak najbardziej to rozumiem! Bez względu na to, dlaczego tutaj jesteś i czytasz tego posta, daj się przekonać by wypróbować przynajmniej jeden przepis – ręczę swoją duszą, że nie pożałujesz 🙂
Kroimy warzywa, wrzucamy do garnka. Dodajemy kilka przypraw. W międzyczasie pokrojone ziemniaczki wrzucamy do piekarnika, niech się robią. Jeszcze kilka zielonych warzyw pokroimy na sałatkę i gotowe. ZERO filozofii!
Gar cudów (potężny gar pyszności na około 5-6 porcji):
Gar cudów: stawiamy pokaźny garnek na kuchenkę. Kroimy wszystkie warzywka w małe kawałki – wkładamy do garnka. 3 szklanki wody wlewamy do miski – dodajemy olej oraz przyprawy, mieszamy wraz z przecierem pomidorowym. Wlewamy miksturę do warzywek – przykrywamy garnek pokrywką i czekamy około 30 minut aż warzywka będą miękkie. Staram się je gotować na małym ogniu – wolne gotowanie pozwala na głębsze przejście smaku i wyrazistość.
Dodatki: ziemniaczki (lub bataty) kroimy na talarki lub słupki – wrzucamy do miszeczki, dodajemy oliwę oraz posypujemy przyprawami (ja użyłam ziół prowansalskich i słodkiej papryki, sól oraz pieprz). Rozkładam ziemniaki na papierze na blasze i wsadzam do piekarnika (180C) na około 18 – 22 minuty.
Sałatka – banał! Kroimy ogóreczki i pomidorki dodajemy do sałaty; mieszamy z wybranym olejem i pieprzem.
Przyznaję, że zanim zabrałam się do gotowania – byłam niesamowicie sceptycznie nastawiona do tego przepisu. UWIELBIAM klasyczną pizzę, a tutaj miałabym zrobić bezglutenowy odpowiednik z … kalafiora? Teraz tak bardzo się cieszę, że dałam szansę temu eksperymentowi ! WYPAS!
“Ciasto”: Dokładnie myjemy kalafiora pod bieżącą wodą. Podzielenie go na różyczki (mniejsze kawałki) pozwoli nam łatwiej go zetrzeć na tarce. Całego kalafiora ścieramy na tarce o grubych oczkach. W szklance gorącej wody (około 70 – 80C) dodajemy 5 łyżek zmielonego siemienia lnianego (można zmielić w młynku do kawy) . Pozwoli to na powstanie zawiesiny, która funkcjonuje jako zamiennik jajka.
Przekładamy startego kalafiora do miski. Pozwólmy by z siemienia powstała zawiesina w szklance, a my powolutku przekładamy do kalafiora zmielone na wiór płatki owsiane. Mieszamy. Następnie dodajemy zawiesinę z siemienia lnianego. Dokładnie mieszamy. Dodajemy przyprawy. Odmierzamy około 2-3 łyżek koncentratu pomidorowego / pulpy i również dodajemy. Jeśli konsystencja jest za rzadka / gęsta, należy dodać płatków owsianych lub wlać więcej wody. Na samym końcu dodajemy drobno pokrojoną bazylię. Mieszamy. Wkładamy masę do lodówki na około 15 – 20 min. Dzięki temu masa się “przegryzie”, a kalafiorowe ciasto będzie smaczniejsze.
Nastawiamy piekarnik na 180C. Na blachę do pieczenia kładziemy papier.
Wyjmujemy masę z lodówki. Wyjmujemy masę “garściami”, czyt. czystą dłonią zagarniamy (jak łyżką) część masy i staramy się ją porządnie ugnieść. Rozkładamy na papierze na blaszce i spłaszczamy. Wielkość i grubość według uznania.
Podawać z duuużą ilością ulubionej sałatki, frytek z batatów lub na przykład jako drugie danie po zupie.
Wkładamy pizzerinki na 7-8 minut. W międzyczasie, podgrzewamy pozostałość pulpy pomidorowej (lub blendujemy pomidory w puszcze) i dodajemy przyprawy. Aby zagęścić, możemy dodać koncentratu lub np. mąki słonecznikowej.
Po upływie kilku minut, wyjmujemy pizzerinki i smarujemy je naszym sosem pomidorowym. Nakładamy dodatki – mozzarella, pieczarki, kukurydza … dodatki jak rukola i bazylia zostawiamy na sam koniec – do dekoracji.
Wkładamy na kolejne 10 – 20 minut. W zależności od piekarnika – ja puszczam z termoobiegiem i tak średnio 15 minut i wydają się już lekko zarumienione, więc i bardziej chrupiące.
Przekładamy pizzerinki na talerz – uwaga, bo mogą się “kruszyć”, dlatego ważne jest by przenieść je na płaskim sztućcu lub z użyciem innego płaskiego narzędzia. Dekorujemy rukolą i bazylią.
Czy znane jest Wam pojęcie ściepy narodowej? To moment wielkiej desperacji, gdy jest niedziela handlowa, a my jesteśmy ograniczeni do zaledwie kilku składników, z których możemy przygotować obiad. Moja ulubiona wersja fasolki powstała z udoskonalenia jednej z takich “ściepy”, której przygotowanie zajęło mi dosłownie kilka minut. Łatwizna, a ten smak … (fiu fiu).
Zabieramy się do roboty od pokrojenia czosnku. Drobniutko kroimy, tak jak cebulkę. Rozgrzewamy wybrany tłuszcz (ja wybieram bezwonny olej kokosowy), wrzucamy cebulę i czosnek. Pozwólmy się lekko zaszklić cebuli, aby przesiąknęła czosnkiem. Następnie, możemy dodać też drobno pokrojone chilli (ja daję tak 1/3 papryki).
W międzyczasie, kroimy na cieniutkie plasterki marchewkę, w kosteczkę paprykę. Dodajemy całość na patelnię – zmniejszmy ogień, pozwólmy by papryka oddała wodę i zmiękła. Po 6-7 minutach, dodajmy fasolę, kukurydzę i jarmuż (ilość według preferencji). TIP: Jarmuż należy najpierw sparzyć wrzątkiem – pozwoli to na pozbycie się charakterystycznej goryczki.
Blendujemy pomidory z puszki z przyprawami. Dodajemy miksturę na patelnię lub też, przekładamy warzywa z fasolą do większego garnka i zalewamy zblendowanymi pomidorami. Zmniejszamy ogień, pozwalamy naszej “ściepie” przegryźć się ze wszystkimi składnikami.
Możemy podawać jako osobne danie, np. z ryżem. Ja zrobiłam wariację typowej polskiej Grażyny kulinarnej i zjadłam z podsmażonymi ziemniaczkami i dużą ilością kiełków. Całość możemy lekko doprawić limonką (wyciskamy, gdy jedzonko jest już na talerzu) i dodajemy poszatkowaną kolendrę.
Smacznego!
M.
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂