Marta Dębska
SPOILER ALERT. Może Was zaskoczę, ale ... motywacji nie da się znaleźć! To trochę takie błądzenie po omacku bez pewności, że uda się cokolwiek sensownego z tego wyczarować. Pogadajmy o frajdzie, przyjemności, poczuciu satysfakcji i ... NAWYKACH.
Jeśli trudno Wam czasami zmotywować się do wyjścia na trening w niepogodę albo kiedy wracacie po ciężkim dniu w pracy do domu, a głowa podpowiada Odpuść, klapnij sobie i odpocznij... absolutnie nie jesteście w tym sami. Każdy z nas ma momenty zwątpienia, frustracji, czy po prostu braku energii. Nie szukajmy motywacji na siłę - chcę Wam pokazać ludzkie podejście do treningów, do siebie i w jaki sposób małymi kroczkami budujemy nawyki, które mogą całkowicie odmienić nasze podejście do sportu i obranych celów.
Jak mówi definicja słownikowa "Nawyk to nabyta skłonność do sprawniejszego, bardziej mechanicznego wykonywania jakiejś czynności”. Nawykiem jest codzienne (mam nadzieję) mycie zębów, któremu przecież nie poświęcamy zbyt wiele myśli, prawda? Po prostu to robimy, i już.
Nawykiem może być też oglądanie tik-toków z samego rana po przebudzeniu; jedzenie owsianki z bananem i masłem orzechowym każdego dnia; picie wody przed pójściem spać, czy popołudniowa drzemka, która stawia nas na nogi bez dodatkowej dawki kofeiny.
Nawyki mogą nam pomagać, ale też uprzykrzać życie. Często stają się podwaliną uzależnień, ale też mogą niesamowicie zmienić nasze życie na lepsze. Ważnym jest, aby rozpoznać moment, kiedy zaczynamy wykonywać pewne czynności bez głębszej refleksji - to może być poranny rozruch, ale też kolejny kieliszek wina do kolacji każdego wieczoru.
Bieganie i ogólne dbanie o swoją fizyczność w kontekście uprawiania aktywności na świeżym powietrzu, czy na sali/siłowni też może stanowić formę nawyku. Jeśli wpiszemy sobie w nasz rozkład dnia, czy tygodnia dane aktywności (np. trening biegowy 3 razy w tygodniu, spacery do pracy w środy i piątki, czy jogę w każdą niedzielę po śniadaniu), które rozpoczynamy wdrażać na spokojnie i powolutku, dają nam frajdę - to ich utrzymanie nie będzie kosztowało aż tak ogromnej siły woli, bo powtarzanie ich będzie nawykowe.
Zmierzam do tego, że aktywność fizyczna (bez względu na formę) może być też nawykiem w bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. Odciąża to naszą psychikę od szukania motywacji w świecie zewnętrznym, bo tak naprawdę mamy już fundament zbudowany od wewnątrz, w środku nas samych.
Warto jest zacząć budowanie nawyku od odpowiedzenia sobie na pytanie, co sprawia nam radość, co nas ciekawi i sprawi satysfakcję. Jeśli poranne rozciąganie pozwala przygotować się lepiej na wyzwania dnia, będziemy mieć pozytywne konotacje z tym związane i łatwiej będzie taki nawyk zbudować.
Gdy nie zrobimy tego któregoś dnia, to nie będzie na zasadzie "muszę to zrobić", a raczej "OK, dzisiaj nie czuję tematu, nie potrzebuję i na spokojnie jutro się porozciągam". Tu nie chodzi o odpuszczanie, gdy nam się nie chce - a raczej wsłuchanie się w swój organizm by robić to, co daje nam frajdę i z szerszej perspektywy doda wartości naszemu życiu.
Na pierwszy rzut oka bieganie ultra nie jest zdrowe. Psychicznie nas przytyra, a fizycznie ... chyba nie trzeba komentować, prawda? Jednak, jeśli spojrzymy na to szerzej, zobaczymy nie tylko miesiące przygotowań ale całkowicie inny styl życia i bycia. Taki, który przewiduje aktywność codzienną (dla głowy i ciała), zachowanie równowagi między pracą, a pasją, zbalansowane odżywianie i ... bycie częścią pewnej społeczności.
Bieganie ultra i zawody to jest taka wisienka na torcie. Nie ma ultra bez satysfakcji i frajdy treningów (niektóre faktycznie są ciężkie, do dupy i mogą dać nam w kość), a przede wszystkim poczucia, że to nie jest jeden strzał - przebiegnę setkę i spadam stąd. To raczej chęć realizowania siebie w treningu, odpowiednim jedzeniu i pozytywnym myśleniu - w końcu, każde ultra przesuwa naszą granicę strefy komfortu i działa rozwojowo. Bez frajdy w procesie, ultra jest gehenną, a chodzi o coś całkowicie odmiennego ...
Jeśli mamy chwilę zwątpienia - skupmy się na tym, aby nie wymagać od siebie perfekcji. Spójrzmy na nasze przygotowanie, dietę, czy relację z perspektywy progresu o 1%. Czyli każdego dnia zadaje sobie pytanie, co mogę zrobić, aby pod koniec dnia powiedzieć sobie "TO dzisiaj najbardziej mi się podobało i dało mi masę frajdy".
Kiedy planuję swój trening, nie wymagam od siebie bycia w 100% dyspozycji każdego dnia. Jestem kobietą i hormony robią swoje. Robi swoje frustracja w pracy, czy konflikty z bliskimi. Nie ma szans by każdego dnia dać z siebie tyle, co fabryka dała. Jeśli tak jest, a mam w planie hardkorowe interwały, to je po prostu przesuwam na kolejny dzień, a w ten feralny dzień robię regenerację.
Dla mnie jest to progres o 1% - wysłuchałam swojego organizmu, dałam mu czas na to by się poskładał i wiem, że na interwałach pójdzie mi o wiele lepiej, bo mentalnie zadbałam o siebie, a moje ciało się najpewniej za to odwdzięczy.
1% lepiej to zrobienie o 1 pompki więcej każdego dnia. Nie zaczynajmy od 10 na pierwszy raz. Gdy nie chce nam się wyjść na trening, załóżmy po prostu buty i wyjdźmy na zewnątrz. Zamykamy drzwi od domu i ... już jesteśmy wygrani. Wracamy, czy lecimy? Albo też, jeśli przyzwyczailiśmy się do jedzenia słodkich batoników po obiedzie, nie starajmy się robić rewolucji od razu i eliminować wszystko na raz. Zjedzmy połowę batonika i np. kawałek czarnej czekolady. Powolutku zmieniajmy proporcję aż batonik wyda nam się turbo słodki, a będziemy preferować czekoladę. PS. W słodkich batonikach nic nie ma złego (jeśli są jedzone z umiarem).
No właśnie. Nie wymagajmy od siebie wybudowania Rzymu w jeden dzień. Nie zarzucajmy się idealnie przygotowanymi planami treningowymi z internetu, które zakładają 6 dni biegania, 3 dni treningu siłowego, basen, rower i cholera wie, co jeszcze.
Jeśli ktoś zaczyna albo postanawia, że OD tego i tego miesiąca "ogarnie się", plany wszystko albo nic - zazwyczaj kończą się na NIC. Nie ma sensu narzucać sobie 8327329 rzeczy na raz, bo jesteśmy tylko ludźmi i nie damy rady udźwignąć zmian nawyków na przeróżnych poziomach równocześnie.
Skupmy się lepiej na prostym - wyjdę z domu 3 razy w tygodniu i przebiegnę przynajmniej 2 minuty. Idealnie będzie jeśli zrobię 20-30min, ale zobaczę jak będę się czuć. Zamiast 10 pompek, zróbmy 1. Zacznijmy SLOW, nie wymagając od siebie zbyt wiele ... pozwólmy sobie polubić to, co robimy i zamiast myśleć "ale porażka, tylko 1 pompka" > "ale super, wczoraj była ledwo 1, teraz są już 2!" i nagle, po miesiącu robimy bez problemu 15, co na początku było jak lot w kosmos.
Każdy z nas ma gorsze momenty i dni. Czasami trzeba sobie ponarzekać wspólnie, a czasami wypchać się na trening w niepogodę, bo w końcu ... na zawodach może być nawet armagedon pogodowy i musimy być na to gotowi. Dlatego, warto jest otworzyć się na nowe osoby - sprawdzić, gdzie i jak są grupy biegowe, albo po prostu odezwać się do biegaczy z naszej okolicy na mediach społecznościowych :-) Osoby o podobnych wartościach, celach i pasjach stanowią punkt centralny rozwoju nas jako stworzeń stadnych, więc nie izolujmy się - możemy tylko zyskać!
Motywacja nie jest permanentnym stanem. Nie jest też czymś, co jest i znika. Tak więc, czym tak naprawdę jest? Porównałabym to do pysznej kawki, którą bardzo lubicie, i która pobudza Was do działania z samego rana (jeśli oczywiście kawę pijecie, jeśli nie, to zastąpcie to innym ulubionym napojem). W pewnym momencie tej kawki zaczyna już brakować i zaczyna widać dno kubeczka. Czasami mamy ochotę na więcej i sobie szczodrze dolewamy - czasami, jeden kubeczek nam wystarczy i możemy działać.
Z motywacją jest podobnie - jest jest mniej lub więcej, ale jeśli dbamy o to, aby nasze nawyki dnia codziennego szły w parze z tym, co chcemy osiągnąć długoterminowo, to wystarczy czasami trochę dolać ulubionej kawki przez celebrowanie tych elementów swojego życia, które przybliżają nas do celu i stanowią naturalną jego część.
Są słabsze i gorsze dni. Akceptacja tego pozwoli nam spojrzeć na takie okresy jako naturalną kolej rzeczy - motywacja wciąż jest, trzeba po prostu odpocząć, zregenerować się, przeczekać i dać sobie szansę na to, aby znowu kawka zasmakowała ...
Best,
Marta
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂