Marta Dębska
Dostaję wysypki mentalnej na sam dźwięk sloganu "Jak przeżyć Święta i nie przytyć?" albo "Jak przetrwać Święta i nie stracić formy?". O zgrozo, ten bojaźliwy trend udziela się całkowicie niepotrzebnie również nam - biegaczom amatorom. Nie ma sensu roztkliwiać się nad dodatkowym kawałkiem serniczka i luką w planie treningowym. Warto wrzucić na luz!
Co roku moje podejście do Świąt ewoluuje. Ciekawym jest obserwować jak zmienia się nasz stosunek do konkretnych (cyklicznych wydawałoby się) wydarzeń, które "muszą się odbyć". Otóż, NIC nie musi się wydarzyć - życie jest pełne niespodzianek i hej, za przeproszeniem, możemy jutro kopnąć w kalendarz. Albo nie mieć z kim spędzić tych Świąt. Wybaczcie za tak dosadne porównania, ale pozwalają one rewelacyjnie przekalibrować nasz poziom frustracji, zawodu, rozczarowania i innych negatywnych emocji. W końcu, gdy zdajemy sobie sprawę, że te kilka nie-fit czekoladek, piżamowy dzień, czy brak treningu 3 dni pod rząd - naprawdę NIE JEST końcem świata, a my nie musimy linczować się za to że jesteśmy ludźmi!
Jako amatorzy biegania, często zastanawiamy się nad 3 zasadniczymi sprawami ...
Wyklarujmy jedną sprawę. Biegać przez Święta to znaczy - kiedy? Czy postrzegamy Święta jako 2-3 dni (24 - 26.12), czy raczej jako okres od 24 do Nowego Roku? A jeśli ktoś się wystarał o wolne wystarczająco wcześnie, to może aż do 6.01.2020?
Dla mnie okres Świąteczny to czas od 24 grudnia aż do Nowego Roku - jednak, oprócz jednego "piżamowego dnia", nie chcę wchodzić w tryb 7-dniowego treningowego letargu, bo po prostu tego nie potrzebuję. Chociaż przyznaję bez bicia, że grudzień treningowo był dla mnie ciężki - jeśli udało mi się wcisnąć 3 treningi na tydzień to był sukces. Po raz pierwszy w tym roku odpuściłam kilka treningów, bo nie miałam siły ani chęci do tego by zrobić cokolwiek ponad ruszenie małym palcem ... Dlatego, już się nie mogłam doczekać wyjazdu ze stolicy!
Stąd też, każdy "biegacz-amator" sam musi określić, czego tak naprawdę oczekuje w ten magiczny czas. Dla mnie okres Świąt to okres większego luzu treningowego, tj. stawiam na biegi regeneracyjne z kilkoma mocniejszymi jednostkami, ale bez presji. Ma mi to sprawiać frajdę, a nie kreować krępujących sytuacji "hej słuchajcie, ja to dzisiaj z Wami nie zrobię XYZ, bo niestety (!) mam trening". Please, no. Umiar, rozsądek, przyjemność !!!
Zwykle obawiałam się Świąt - nie, nie przez to, że moja cudowna Mama upiecze pyszne ciasta i narobi się wegańskich pyszności, a ja będę uparcie odmawiać aż do momentu, gdy w jej oczach pojawi się smutek pt. "Ale jak to, nawet kawałeczka?", a ja ulegnę i zjem, a potem przytyję 23929329 kg (absurd 1).
O ironio, obawy nie dotyczyły jedzenia, a relacji samej ze sobą - zamiast poświęcić ten czas bliskim, przyjemności bycia na świeżym powietrzu, przepysznemu jedzeniu, książce i Kevinowi, to będę swoją energię marnować na wewnętrzną walkę. Taką, gdzie nieustannie mój gadzi mózg stara się mnie przekonać, że nie należy mi się nic dobrego / nie-fit, a jeśli należy to w minimalnych ilościach i tylko w określone dni (a nawet godziny !!!). Oczywiście, jeśli sobie na coś pozwolę i przejdę "na ciemną stronę mocy", to mogę już jechać po bandzie.
To koszmarne poczucie kontroli - że jeśli ulegnie (?!) się raz, to generalnie wszystko stracone, mogę teraz zjeść wszystko co leci, najlepiej nie biegać (bo wstyd) i leżeć z wzdętym brzuchem. Rozpusta i gitara gra. Tak, tak. Święta to cudowny czas, a my takim wewnętrznym dialogiem absurdu odbieramy sobie całą przyjemność bycia i ... życia!
Jedzenie jest częścią Świąt, ale nie powinno być postrzegane jako NAJWAŻNIEJSZY aspekt tego okresu. Nie wchodzimy w oko cyklonu, gdzie słodkości, bigosiki i pierogi same znajdują drogę do naszego żołądka. To nie powinno być centralnym punktem naszej uwagi. Wszystko jest dla ludzi. Stąd też moje postanowienie by jedzeniowo być bardziej świadomą - nie odmawiać sobie, ale też nie jeść na zapas, bo to jest serio głupie (absurd 2).
Bez względu na to jak spędzamy Święta - a może ich w ogóle nie obchodzimy - warto jest na jeden dzień wcisnąć przycisk RESET, gdy mamy nawet wtedy ustawiony trening. Po prostu, dla przełamania rutyny, dla delikatnej zmiany.
No dobrze, ale co mogę nie-biegowego robić, aby móc się zregenerować i przyjemnie spędzić czas? Pozwólcie, że przedstawię Wam moją osobistą listę świątecznego chillu:
SEN - przyznam bez bicia, że trudno jest mi się zregenerować w ostatnim czasie. Moja jakość snu mocno spadła ze względu na nadmiar bodźców, które nie do końca potrafiłam przeprocesować. Tym samym, SEN to mój priorytet i wierzę, że złapanie kilku dodatkowych godzin snu dziennie wpłynie pozytywnie na kolejne tygodnie.
SPACER - uwielbiam chodzić. Spędzam Święta w domu rodzinnym, co oznacza powrót w Beskidy. Nie trzeba mnie długo zachęcać by chodzić, chodzić, chodzić ... myśli zdają się swobodnie przepływać przez moją mosiężną czachę :-)
CZAS Z BLISKIMI - Święta bez spiny, czyli zamiast celebrowania nerwówki, wrzucamy na luz. Dużo ze sobą rozmawiamy, spędzamy czas (czytamy książki, oglądamy filmy, idziemy na spacer / narty) i gotujemy, ale nie miliard potraw, a 2-3 konkretne i nie frustrujemy się przygotowywaniami.
KSIĄŻKA - uuu! Tu mam nowości :) Czytam obecnie biografię Piotra Hercoga i zapowiada się super! Jeśli nie mogę wyleżeć / wysiedzieć czytając, to jeżdżę sobie na rowerku stacjonarnym. Fajna alternatywa, nieobciążająca.
"ME" TIME - wszystko to, co sprawia nam przyjemność i robimy to ... sami i to jeszcze w ciszy. Dla mnie jest to rysowanie, kreatywne wyrażanie myśli, podsumowania starego roku i plany na kolejne; planowanie nowych startów biegowych, przeglądanie zdjęć; lubię (choć nie umiem) śpiewać;
Kochani biegacze, dajmy sobie trochę mentalnego luzu. Naprawdę, nie ma to większego znaczenia, czy zjemy dodatkowy kawałeczek sernika i odpuścimy trening ten RAZ, czy DWA razy w roku. Na naszą formę i samopoczucie ma wpływ całokształt naszych działań między Nowym Rokiem, a Świętami Bożego Narodzenia - a nie na odwrót!
Nie stresujmy się po prostu za bardzo. Cieszmy sobą nawzajem, wolną chwilą. Nie narzucajmy sobie niepotrzebnej presji. Naprawdę warto.
Aha, jeszcze jedno! Komunikujmy się. Jeśli coś chcemy zmienić i dotyczy to innych, mówmy o tym otwarcie! Dla przykładu - w naszej rodzinie zdecydowaliśmy, że prezenty w tym roku będą symboliczne i do tego bez żadnych kupnych słodyczy, a równowartość przeznaczymy na wspólną rozrywkę (termy, wypad do kina, wycieczka), czy też dobre wino, które wypijemy wspólnie relaksując się nad książką / filmem / rozmawiając. Nie bójmy się mówić, czego chcemy - naprawdę, mamy wpływ na otaczającą nas rzeczywistość! Niech to będą MAGICZNE Święta!
Ho-Ho-Ho! Wesołych Świąt :-)
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂