Marta Dębska
Odkąd zaczęłam interesować się bieganiem w górach, UTMB utożsamiałam z czymś legendarnym. Transmisje z wydarzenia to takie biegowe oglądanie brytyjskiej rodziny królewskiej - nieosiągalnej, wspaniałej i z ogromną historią.
Rok 2022 jest dla mnie przełomowym z wielu przyczyn. Dużo zadziało się w moim życiu osobistym, ale też - w życiu biegowym. Nie dość, że porwałam się na wyzwanie przebiegnięcia 240km, to jeszcze udało się zorganizować dwa wyjazdy zagraniczne, aby sobie pobiegać. W czerwcu doświadczyłam niesamowitego dopingu Włochów na Lavaredo, a w sierpniu ruszyłam na podbój francuskich Alp na UTMB.
Jednak, tym razem w trochę innej roli - uffff, na szczęście! Ileż można biegać, prawda? 🙃 Kiedy dotarły do mnie wyniki losowania na UTMB, a tym samym informacja, że sorrrrry, nie tym razem - postanowiłam uderzyć do mojej dobrej koleżanki Pauliny Krawczak, która dzięki punktom ITRA dostała się na listę koronnego dystansu bez losowania i zaoferowałam pomoc w roli jej support crew. I tak oto, 22 sierpnia 2022 po 21 godzinach podróży samochodem, trafiłam do Chamonix.
Początkowo, zastanawiałam się jak się tutaj odnajdę. Trochę obawiałam się tych wszystkich wyżyłowanych PRO biegaczy, ubranych od stóp po głów w markowe ciuchy za miliard monet i tych WYSOKICH gór, które onieśmielają na zdjęciach, ale przecież - czy jestem na nie gotowa? Wiecie jak jest. Strach ma wielkie oczy, ale swoje trzeba robić. I cisnąć na przód.
Nie do końca potrafiłam sobie wyobrazić Chamonix. Miałam w pamięci Cortinę po Lavaredo i mimo tego, że było tam bardzo fajnie, nie przesiąkłam jakimś totalnie zwariowanym biegowym vibe'm. Było fajnie, ale nie miało takiej spektakularnej energii ...
W Chamonix spędzamy tydzień. Notabene, mieszkamy w jednej z okolicznych wiosek - a dokładniej Les Bossons, oddalonej o zaledwie 3km od centrum miasta. Spędzamy w Chamonix ogrom czasu, poznając miasteczko od każdej strony.
Przede wszystkim, to pierwsze miejsce, w którym kiedykolwiek byłam, gdzie jest jeden markowy sklep sportowy na drugim. Patagonia, Salomon, Mamut, The North Face i tak dalej ... Śmiem twierdzić, że liczba sklepów z pamiątkami jest mniejsza niż tych z ciuchami znanych sportowych outdoorowych marek!
Po drugie, gdzie nie spojrzysz, mijają Cię biegacze trailowi wszystkich nacji i rozmiarów. Od wysokich i chudych po tych niższych i przy kości. Buty HOKA mienią się na stopach, a daszki Buffa dumnie wystają ponad tłum. Z oddali czuć atmosferę biegowego podekscytowania, która często przejawia się pojedynczymi osobami truchtającymi przez tłum ...
Do nozdrzy docierają przeróżne zapachy jedzenia - odwracam się i widzę uśmiechniętych Amerykanów (jak żywi wyciągnięci z jakiegoś filmiku Salomona o Western States), których narodowość zdradza garderoba - a mianowicie, wskażcie mi proszę trailowego biegacza ze Stanów, który nie jest kompletnie ubrany w Hoka / Patagonia? 😀
Lubimy sobie usiąść w jednej z dziesiątek kawiarni przy głównej arterii miasta i po prostu pooglądać sobie ludzi. Jest to absolutnie fascynujące. Trochę tak jakbyśmy włączyli filmik z kanału Salomon Running.
Początkowo, zastanawiałam się, czy jako szary Polaczek odnajdę się w tak znakomitym towarzystwie i wiecie co? NIGDY nie czułam się tak dobrze. Czuję, że tutaj po prostu należę. Człowiek może sobie na legalu chodzić w trailowych ciuchach z luźno zwisającym plecakiem na jednym ramieniu i kijach w ręce, śmierdzieć po treningu i sikać w krzakach i NIKT na to nie zwróci uwagi.
Co więcej, jadąc z Pauliną na ten wyjazd poznałam wspaniałych ludzi. No bo, gdzieś trzeba mieszkać i jakoś dojechać na miejsce, prawda?
Im więcej osób zaangażuje się w logistykę wyjazdu, tym jest a) weselej b) optymalnie kosztowo c) ciekawie. W drodze do Chamonix poznałam Tomka, który dzielił ze mną tylnią kanapę Hondy od Wrocławia. Ponadto, dzięki temu wyjazdowi poznałam turbo pozytywnych Darka i Bartka, których znacie jako serce i mózg UltraBiesa! Serio, to Ci goście od tego fajnego biegu w Bieszczadach!
Wynajęliśmy sobie na cały tydzień najprawdziwszy alpejski domek, gdzie spędziliśmy naprawdę fajny czas. Czasami wychodziliśmy na wspólne luźne kilometry, a czasami każdy robił własny trening. Spotykaliśmy się nad zupą pomidorową i lokalnym piwem, a potem razem ogarnialiśmy logistykę pod zbliżające się starty. Generalnie, łatwe jest przebywanie z ludźmi o podobnych celach, marzeniach i pasjach - idzie gładko. A człowiek odżywa.
Dzień po przyjeździe do Chamonix postanowiłam wybrać się na szczyt, który widziałam z okna swojego pokoju - Le Brevent. "Zaledwie" 2500m czystej zabawy. Ruszyłam spod naszej chatki i w nieco ponad 2 godzinki (po 5km i 1000m przewyższenia) dotarłam do pierwszego punktu wycieczki, czyli na kawę do restauracji na 2000m z widokiem na lodowiec i majestatyczny Aiguille du Midi (3842m n.p.m). Po dobrej kawie ruszyłam dalej - na sam szczyt. Zrobiłam te 11km w nieco ponad 3 godzinki, spotkawszy jakiś 30-40 biegaczy? 😀 Każdy z nich rzucił sympatyczne Bonjour albo Hi, i leciał swoje.
Nikt tutaj się nie dziwi, że ktoś zapiernicza w dół, albo wspina się dynamicznie - turyści ustępują miejsca, uśmiechają się. Spotkałam bardzo wiele osób po 60-70stce. Raz nawet widziałam babkę biegaczkę w wieku 75+ i to tak na luzie. Zrobiło to na mnie tak wielkie wrażenie, że postanowiłam, że będąc w tym wieku wlezę na Mont Blanc XD Mam takie poczucie, że serio - w takim miejscu NIE MA miejsca na "zdziadzienie". Jest bardzo dużo pozytywnych i aktywnych starszych ludzi.
Jak mijałam całe rodzinki, to rodzice dzieciaczków brali je na bok, instruując, że trzeba ustąpić. To nie było takie irytujące jak często w Polsce. Obecność ludzi mnie nie irytowała. Oni sobie koegzystowali na równi ze mną. To było fantastyczne uczucie.
Oprócz tego, że jest nieskończona ilość szlaków i dróżek, to Chamonix (i okolice) oferuje ogrom atrakcji. To po prostu raj dla rowerzystów (szosa/gravel/MTB), lotniarzy, turystów pieszych, malarzy i rysowników (!) i wszystkich tych, którzy chcą dać się porwać majestatowi otaczającej natury.
Mogę jeszcze na zakończenie dodać, że trudno to o przysłowiowe męczenie buły. Innymi słowy, nawet jak łapie zmęczenie, to człowiek jest tak ciekawy tego, co będzie za chwilę, że od razu dostaje wiatr w skrzydła ... Wierzcie mi, że wspinając się 100m na 1km to często bardziej power hiking niż bieganie 😀 i po godzinie człowiek serio ma już dość tak leźć do góry. Mieliśmy podobnie w drodze do Lac Blanc (przepiękne alpejskie jezioro), gdzie trzeba było na 5km zrobić ponad 1000m przewyższenia i to się ciągnęło w nieskończoność ... aż tu nagle pojawił się trawers, przepiękne widoki i orzeźwiający wietrzyk.
Trudno jest się nudzić, gdy wokół tyle piękna.
Od lat marzył mi się wyjazd w Alpy. Od lat również jawił mi się jako kompletna porażka dla mojego portfela. A jak wyszło w praktyce? Przede wszystkim, wracamy do mojego ulubionego porzekadła - wszystko zaczyna się od Excela.
Rozpisując koszta, okazało się, że wyjdzie naprawdę optymalnie kosztowo jeśli pojedziemy większą grupką. Dojazd - pojechaliśmy w 4 osoby (Tomka poznaliśmy przez grupę na FB dot. UTMB) samochodem na gaz. Tankowaliśmy 5 razy, czyli ok 600zł na 4 osoby. Pomnóżmy to razy dwa i wychodzi 1200zł / 4 osoby, czyli 300 zł za osobę za paliwo w dwie strony. NIEŹLE.
Zakwaterowanie - AirBnb (w zajebistym standardzie) wyszło za 7 noclegów - 1500zł na osobę. Wokół jest ogrom miejsc campingowych i bez problemu można obniżyć koszt zakwaterowania o połowę - doba dla jednej osoby z namiotem na campingu to koszt ok 15-20 Euro.
Jedzenie (zakupy + na mieście) - standardowo obiad kosztuje od 10-20 Euro. Byliśmy 2 razy na obiedzie i 2 razy na kawie (ok4-5 Eur). Zakupy na cały tydzień w Carrefour, ceny może z 20% wyższe u nas. Łącznie wyszło ok 600/700zł.
Sumując, taki wyjazd kosztował mnie ok 2300-2400zł* nic sobie nie odmawiając, w super standardzie i atrakcjami. Można? Można!
* Aby nie wygenerować więcej kosztów, BARDZO POLECAM wyłączyć transmisję danych na terenie Szwajcarii ... nie chcemy chyba zapłacić 30 zł / 1MB? 🙃
Chamonix i UTMB. Mam takie wrażenie, że to swoista synergia. Gdyby nie alpejski klimat francuskiego Chamonix nie byłoby legendarnego UTMB. Gdyby jednak nie było kultowej imprezy biegowej, niewiadomo, czy Chamonix stałoby się mekką biegaczy górskich.
Nie ma co gdybać - wiem jedno. Chamonix jest magiczne, a UTMB smakuje wyśmienicie, bez względu na to, czy przyjeżdżamy jako zawodnicy, support crew, czy kibice.
Mogę Wam zagwarantować, tu zawsze są fajne przygody.
Do następnego,
M.
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂