Marta Dębska
Gdyby ktoś mi powiedział rok temu, że zakocham się w morsowaniu, to wybuchnęłabym gromkim śmiechem. Chętnie podzielę się z Wami moimi wrażeniami odnośnie tej ekstremalnej rozrywki, ale i fantastycznego sposobu regeneracji. Okaże się, że to wcale nie takie szaleństwo jak może się wydawać ...
Termin ten odnosi się do czynności zanurzenia bądź też krótkotrwałego pobytu w zimnej wodzie zbiornika wodnego, jeziora, morza, czy też rzeki.
Morsy, tj. osoby praktykujące ten rodzaj kąpieli, pojawiają się od późnej jesieni do wiosny, gdy temperatura powietrza i wody spada.
Morsujemy w zimnej wodzie. Jest to dość szerokie pojęcie, bo mówimy o wodzie o temperaturze niższej niż 15°C, często jednak dla morsów idealną "zimną" wodą będzie taka od 5-6°C. Trzeba jednak pamiętać, że jest to odczucie dość subiektywne. Za lodowatą wodę uznaję się taką, której temperatura jest niższa niż 4°C.
Morsowanie często przebiega w większych grupach. Jako, że zawsze bezpieczniej jest praktykować ten rodzaj rozrywki wspólnie (gdyby ktoś zasłabł etc), w mediach społecznościowych znajdziemy zorganizowane grupy, do których możemy się przyłączyć.
1. Hartowanie organizmu i poprawa odporności
Trudno nam jest sobie wyobrazić wysiłek naszego organizmu, który aby uniknąć wyziębienia, daje z siebie tyle, co fabryka dała, aby utrzymać właściwą temperaturę. Tym samym, produkcja ciepła wzrasta, a system odpornościowy pracuje na najwyższych obrotach. Co ciekawe, podczas tego procesu, zaczynają zanikać przeróżne bakterie i L-formy bakterii, które są odpowiedzialne za liczne choroby autoimmunologiczne.
Dzięki systematyczności w morsowaniu, dosłownie pozbywamy się tego, co złe ze środka poprzez narażenie się na działanie zmiennych temperatur w tak ekstremalnym stopniu.
2. Zdrowe serce, mocne płuca i mocne stawy
Zanurzając się w zimnej wodzie, nasze powierzchniowe naczynia krwionośne się kurczą, co sprawia, że krew dociera znacznie głębiej, a krążenie w narządach i tkankach - poprawia się.
Za każdym razem, gdy wracam z morsowania mam wrażenie, że oddycha mi się lżej, a tętno utrzymuje się obniżone (w pułapie tlenowym) na treningu na drugi dzień. Wiele osób twierdzi, że czuje się po prostu lekko - coś musi w tym być!
Jeśli dolegają Wam problemy reumatologiczne, bolą stawy, a kolana wydają dziwne dźwięki przy zgięciu - zimne kąpiele nie tylko pomagają pozbyć się bólu, ale działają też odbudowująco na kości i stawy.
3. Odmłodzenie organizmu
Morsowanie fantastycznie wpływa na usunięcie toksyn z organizmu. W związku z szybszą pracą serca, pozbywamy się również nagromadzonej tkanki tłuszczowej. Ciekawostka, dotyczy to również cellulitu. Mimo to, przyznaję, że po 5 tygodniach morsowania raz w tygodniu (+ odpowiednia dieta, picie wody), bardzo poprawiła mi się jędrność skóry, a cellulit wycofuje się z pola widzenia ...
Człowiek po wyjściu z wody czuje się jak nowonarodzony!
4. Rozluźnienie mięśni i szybsza regeneracja
To jest absolutny hit. Zazwyczaj morsuję w piątek lub w niedzielę - po całym tygodniu treningów i dzień przed kolejną jednostką treningową. Czuję, że po takich kilkunastu minutach w zimnej (lodowatej?) wodzie, mięśnie się rozluźniają, znika napięcie, a na drugi dzień chce się żyć aż miło. Wynika to z tego, że krew lekko się rozrzedza i dociera jeszcze głębiej, aby móc poprawić krążenie.
5. Wyborne samopoczucie i walka z deprechą
Bardzo lubię morsować, bo nie dość, że podczas tej zabawy można poznać naprawdę pozytywnych ludzi, to ZAWSZE kończy się poprawą samopoczucia. Morsowanie wpływa na wyrzut endorfin, a gdy już się trochę ogrzejemy po wyjściu z zimnej wody, dochodzi do nas jak jest świetnie. Brzmi śmiesznie? Mówię poważnie! Jak już przestaję szczękać zębami (jakieś 4-5 min po wyjściu z wody, pijąc herbatkę), to nie potrafię przestać się uśmiechać.
Tym samym, morsowanie wspaniale wpływa na osoby, które zmagają się z depresją lub po prostu, spadkiem nastroju. Zwłaszcza zimą, gdy zamiast śnieżnego pluchu mamy szarówę. Bycie otoczonym pozytywnymi osobami oraz walka z własnymi "nigdy tego nie zrobię!" sprawia, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że cotygodniowe morsowanie pozwoliło mi uwierzyć w siebie na nowo, zakochać się w tej ciekawej formie regeneracji i wyjść ze strefy komfortu.
Przede wszystkim, nigdy - przenigdy, nie morsujmy pod wpływem alkoholu. Ja wiem, że odwaga i te sprawy, ale nie tylko tracimy kontakt z rzeczywistością, ale też nasz organizm musi pracować na zwiększonych obrotach by pozbyć się tych toksyn. Stwarza to faktyczne zagrożenie, więc please - piwerko i grzańca zostańmy sobie PO zabawie.
Osoby z zaawansowanym nadciśnieniem tętnicznym, chorobą serca, czy np. zakrzepami nie powinny morsować. Jeśli zastanawiasz się, czy morsowanie jest dla Ciebie - zawsze warto skonsultować taką decyzję z lekarzem pierwszego kontaktu.
Wybierając się na morsowanie, zwłaszcza na samym początku, zainteresujmy się, kiedy organizowane są wejścia do wody przez "lokalne morsy". Jest sporo grup na Facebook'u, gdzie umówimy się na wspólne wejścia do wody. W Warszawie jest to Jeziorko Czerniakowskie, w okolicach Nowego Targu - Jurgów.
Przede wszystkim, będziemy pod opieką grupy, która na pewno chętnie przywita w swoich szeregach nowicjuszy. Dzielenie się praktyczną wiedzą i fizyczna obecność sprawia, że dbamy o swoje bezpieczeństwo.
Ubierz się w strój kąpielowy, na to ciepłe spodnie, grube skarpety i zimowe buty. Ja często biorę też spodnie narciarskie dla dodatkowej ochrony od zimna. Na górę koszulka Merino, sweter i gruba kurtka. Czapka, rękawiczki i szalik.
Do torby wkładam ręcznik i kocyk. Można też spakować sobie buty do wody jeśli ktoś będzie czuł się bezpieczniej. Ja osobiście morsuję na boso.
Koniecznie termos z ciepłą herbatą / kakao / gorącą czekoladą! Może coś do jedzenia delikatnego po wyjściu z wody. Telefon koniecznie, dokument tożsamości.
Najlepiej jest przyjechać do miejsca docelowego samochodem by zminimalizować szansę wyziębienia. Śmieję się, że samochód wtedy zamienia się w piekarnik!
Zanim zaczniemy morsować, warto jest zacząć przyzwyczajać się do zimna poprzez zimne prysznice. Od maja do października byłam niejako zmuszona kąpać się w zimnej wodzie ze względu na awarię pieca i jakoś nikomu się nie spieszyło z naprawą, bo ... okazało się, że wszyscy bardzo dobrze się po tym czuliśmy. Polecam ten filmik jeśli zastanawiacie się jak powolutku zacząć się przyzwyczajać do tego dyskomfortu.
Moja pierwsza próba morsowania była prawie rok temu - wytrzymałam w wodzie niecałe 3 minuty. Obecnie, jest to od 15-20 minut w zależności od pory dnia i pogody. Jeśli jest słonecznie, nie wieje, to mogłabym tak stać i stać!
Sądzę, że na start do 5 min będzie jak najbardziej OK. Nie rzucajmy się od razu na "głębokie wody", czyli morsowanie w przeręblu po szyję przez 20 minut. Spokojnie. Zacznijmy w październiku, czy listopadzie. Woda będzie ok 13-15C, to idealnie. Z tygodnia na tydzień będzie coraz zimniej, a na grudzień będziemy gotowi na kąpiel w przeręblu.
Do tej pory udało mi się morsować w temperaturach powietrza od 8C po -2C w górskim potoku, stawie, jeziorze i morzu. Najlepiej wspominam morsowanie w górskim potoku (ah te widoki), ale w sumie za każdym razem było bardzo sympatycznie. Zbyt dużo czynników wchodzi w grę bym mogła określić, czy jest jakiś zbiornik wodny, od którego należy zacząć ...
Ważnym jest by ręce były ponad powierzchnią wody, na głowę czapka i rękawiczki na dłonie. Umożliwi nam to zachowanie ciepła.
BARDZO ważna sprawa. Zanim wejdziemy do wody, musimy się porządnie rozgrzać. Dopiero wtedy nasz organizm jest przygotowany do tego, aby sprostać wyzwaniu jakim jest znaczące obniżenie temperatury poprzez zimną / lodowatą wodę.
Zazwyczaj poświęcam na rozgrzewkę ok 7-10 min. Zdejmuję buty i kurtkę. Zostaję w ciepłych spodniach, bluzie, czapce, rękawiczkach etc. Zaczynam od serii pajacyków i przysiadów, a następnie kilka minut biegnę (leciutko, delikatnie). Gdy czuję, że mi cieplej (ale nie gorąco!), zdejmuję resztę ciuchów i wchodzę do wody. Zdecydowanie, bez głębszego analizowania sytuacji.
Rączki do góry i uśmiech na buzi. Nastawiamy timer na 15 minut. Wchodzimy do wysokości klatki piersiowej jeśli czujemy się komfortowo. Głębokie wdechy i wydechy. Skupiamy się na tym by podwyższyć temperaturę ciała poprzez oddech. Wyobrażam sobie ogień w brzuchu i pomaga.
Zazwyczaj nie jest mi zimno tam, gdzie jestem zanurzona w wodzie. Gdy wieje, to zaczyna mi być chłodno w skórę, która nie dotyka wody.
Po 15 minutach, nie czuję już zanurzonej części ciała. Jestem zesztywniała i muszę bardzo uważać by się nie wywrócić wychodząc (no, bywa zabawnie). Następnie, przez 3-4 minuty biegam, krążenia ramion. Staram się w miarę sprawnie przebrać w ciepłe ciuchy i od razu, piję kilka kubków herbaty. Tak szybko jak to możliwe przenosimy się w miejsce ciepłe - do samochodu, niedaleko ogniska ... Ogrzewajmy się! Ja często szczękam zębami - mam serię trzęsawek, ale po jakiś 10 minutach mi przechodzi.
Uważam, że morsowanie czyni ze mnie osobę szczęśliwszą. Poznałam wiele ciekawych osób, nauczyłam się wychodzić ze strefy komfortu w ten przyjemny lodowaty dyskomfort i pokochałam smak ciepłej herbaty z miodem po tej nietypowej kąpieli.
Moje samopoczucie jest o wiele lepsze. Czuję też, że szybciej się regeneruję i lepiej sypiam. Co więcej, lepiej również reaguję na zimno podczas biegania. Moja skóra jest o wiele bardziej jędrna, a cellulit naprawdę zaczyna zanikać (szok!).
Reasumując, morsowanie to super sprawa. Polecam poczytać na ten temat, spotkać się z lokalną grupą morsów, a jeśli potrzebujemy opinii lekarskiej - zapytać o zielone światło swojego lekarza.
Warto. Serio, jest fajnie.
Pozdrawiam, M.
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂