Marta Dębska
W tym poście znajdziecie odpowiedzi na pytania, które zadaliście mi w odniesieniu do zbliżającej się próby przebiegnięcia Głównego Szlaku Beskidzkiego poniżej 130h. Dzięki za zaangażowanie i, enjoy!
❗️Disclaimer ❗️Nie jestem trenerem, psychologiem, ani dietetykiem. Nazywam się Marta, biegam po górach i w tym poście dzielę się moimi sposobami, spostrzeżeniami i założeniami. Dopiero GSB pokaże, czy były one skuteczne, czy też nie.
Od maja 2022 mieszkam w małej połemkowskiej wsi na styku Beskidu Niskiego oraz Sądeckiego. Czerwony szlak stanowi mój codzienny playground, gdzie realizuję swoje treningi, ale też mentalnie odpoczywam. Sądzę, że częściej można mnie spotkać na Jaworzynie Krynickiej niż we własnym domu.
Stąd, moja sympatia do tego szlaku, jak i znaczna znajomość jego fragmentu od Bieszczad aż po Babią Górę, sprawiły, że pojawiło mi się nieśmiałe marzenie - a co, jeśli przebiec go w całości za jednym razem.
Napędza mnie ciekawość, chęć przeżycia przygody, ale bez romantycznej wizji, pt. "robię to, bo coś na mnie czeka na mecie". Nie, nie. Przygotowania do GSB trwają prawie rok i dzięki nim, otworzyło się wiele furtek rozwoju. Już na starcie, czuję się wygrana.
Dwa, motywuje mnie również aspekt szerzenia świadomości na temat depresji oraz zbiórka środków, które wesprą osoby potrzebujące: https://pomagam.pl/szlakbezpresji
Rzucenie liczby 130h to dla mnie sposób na "ugryzienie" tego dystansu kawałek po kawałku. Jeśli okaże się, że przestrzeliłam swoje możliwości, nie będzie to dla mnie żadnym dramatem, jeśli czas realizacji się wydłuży.
Celem jest się dobrze bawić i przeżyć przygodę.
Przede wszystkim, trzeba to lubić. Bez wewnętrznej potrzeby realizowania siebie w naturze, na szlaku, na biegowo - to kompletnie nie ma sensu. To nie jest walka ze sobą, a współpraca non-stop. Bez dobrej znajomości siebie, swoich potrzeb i reakcji, GSB w tak szybkim czasie po prostu jest nie do zrobienia.
Wydaje mi się, że kluczowym jest tutaj pewność siebie w konkteście zrealizowanego przygotowania fizycznego. Raz, kwestia wydolności. Dwa, to pewność na szlaku - obycie z górami, znajomość siebie w różnych ekstremalnych sytuacjach. Z taką pewnością, że bieganie w górach jest dla nas czymś naturalnym, momenty kryzysu stanowią po prostu kryzys, a nie dramat na skalę światową. Nie ma męczennictwa, a po prostu pojawia się zimna kalkulacja i sposoby wyjścia z tego w miarę sprawny sposób.
Trzeba się również przyzwyczaić do znużenia - wielogodzinne wycieczki biegowe w zróżnicowanym terenie, czy tak jak w moim przypadku, całe dni spędzone na rowerze, często samotnie. Sprawia to, że dystans przestaje być całością, a z przyzwyczajenia dzielimy go na fragmenty i naturalnie radzimy sobie z tym kroczek po kroczku.
Wszystko zaczęło się od magicznego Excela - to właśnie tutaj podzieliłam trasę na odcinki i zdecydowałam ile mniej więcej godzin wysiłku mnie czeka. Nie chciałam podnosić sobie za wysoko poprzeczki i doprowadzić do kompletnego zniszczenia siebie fizycznie oraz mentalnie.
Jestem osobą, która lubi realizować dane założenia - źle reaguję na spontaniczne "a, gdzie dolecę to dolecę, potem odpocznę". Mój charakter zmusił mnie do tego, aby odgórnie oszacować miejsce na nocleg, aby dobrze rozdystrybuować swoją energię w ciągu dnia i po prostu mieć w głowie koniec danego dnia.
Każdy dzień różni się nieznacznie w kontekście kilometrażu, zaczynam od 94km i 3800m, aby potem kontynuować 100km i 3200m, następnie 80km i 2800m, i tak dalej. Zakładam około 13-17h ruchu każdego dnia. Codziennie zaczynam o tej samej godzinie (4:00) oprócz ostatniego dnia, gdzie prawdopodobnie zacznę około północy.
Oznacza to, że mogę złapać 5h snu, ale jak mi się poszczęści, to i 8. A może będzie totalna padaka, i trzeba będzie ograniczyć się do 2-3h. Tak czy siak, mam ten czasowy bufor, gdzie mam odpoczywać - koniec, kropka. Pozwoli to też mojemu ciału oraz głowie na nauczenie się pewnej rutyny, jak i wspomoże mój support w organizacji całości.
Nocleg jest zorganizowany na szlaku w pensjonatach, schroniskach, stancjach - byleby było łóżka do spania i możliwość zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Nie planuję spać w aucie, a tym bardziej gdzieś w rowie (ale, jestem gotowa na wszystko!).
Osobiście, nie widzę sensu robienia czegoś takiego. Sam fakt, że mój organizm będzie poddany takiemu masakrycznemu wysiłkowi, sprawia, że nie chcę mu tego fundować nawet w 20%, bo to się może na mnie źle odbić.
Realizowałam za to wiele jednostek na zmęczeniu, np. treningi po 5-6h, a na następny dzień drugie tyle na rowerze. Bądź też klasyczny back-to-back, czyli treningu zróżnicowane pod kątem długości i jakości, ale wciąż mocno wymagające. To wszystko ma mój organizm (i głowę) przyzwyczaić do znużenia oraz długiego wysiłku w I/II zakresie.
Tydzień przed biegiem, nic już ze stopami nie robię w kwestii ścierania naskórka etc. Kremuję je na noc kremem nivea/bambino, tak, aby ten naskórek jak najbardziej zmiękczyć. Obcinam paznokcie na maksa około 2 dni przed biegiem.
W czasie biegu, smaruję stopy sudocremem/second skin, nakładam oddychające (bawełniane) skarpetki. Zmieniam buty regularnie, co około 5-6h. Po całym dniu, dokładnie myję stopy i niczym już je na noc nie kremuję - niech trochę pooddychają.
Nie naklejam (na wszelki wypadek) plastrów, czy czegokolwiek, co miałoby mi pomóc przed odciskami.
Nie jestem pewna, czy uda mi się mieć nieskończoną siłę, ale zadbam o to by na trasie, co 40-60 min przyjmować około 30-50g węglowodanów w formie: batoników, musów, kanapek, vege kabanosów, krakersów, owoców. Na punktach spotkań z supportem, będę jadła gotowe posiłki (np. Huel - Green Curry) lub takie, jak kaszotto w tortilli z tofu, makaron z pomidorami i cieciorką, zupki mojej Mamy, kanapki, naleśniki, pierogi. No po prostu, będę ładowała tyle ile zmieszczę.
Grunt, to regularność i zróżnicowanie smaków oraz tekstury.
Przynajmniej 6-7 - będą to buty Salomon. Z jednej strony, moim głównym butem będzie model Ultra Glide (1 i 2), gdyż są to dla mnie najwygodniejsze buty pod słońcem i bieżnik 3.5mm spokojnie mi się sprawdzi na szlaku, jeśli tylko nie będzie jakieś ulewy, czy błotowyny.
Jeśli warunek będzie bardziej wymagający, mam Speedcross 6 (2 pary). A dla przełamania, Sense Ride 5 oraz Pulsar Pro Trail oraz jakbym sobie zamarzyła, to mam Aero Glide na odcinki asfaltowe (chociaż nie zakładam, że ich użyję).
Sęk w tym, by często je przebierać, suszyć i mieć alternatywy, jeśli pojawiłyby się (odpukać) jakieś odciski, czy obtarcia.
Plan przedstawia się tak:
Jednym z powodów noclegu na kwaterach jest możliwość dostępu do prądu. Ze sprzętu do ładowania będzie to: zegarek, telefony, tracker Poltrax, powerbank, słuchawki, lodówka i czołówka.
W momencie, gdy dotrę na kwaterę - wszystko wrzucamy do ładowania i cierpliwie czekamy aż będzie 100% i ruszę kolejnego dnia.
Szczerze powiedziawszy, to biorę to, co zawsze mi się sprawdza na długich biegach, i zobaczymy, jak będzie. W jednym flasku (500ml) mam wodę, a w drugim własne izo (woda + cytryna + miód + sól) lub wodę pomieszaną z Oshee, colą, czy elektrolity Litorsal. Zawsze muszę mieć w drugim flasku coś z węglowodanami.
Ostatnio miałam przyjemność rozmawiać z pewnym Leśniczym u nas na Jaworzynie Krynickiej i zadałam pytania, co mnie może najgorszego spotkać na szlaku. Odpowiedź przyszła bardzo szybko - k l e s z c z e. Dlatego też, podsawą jest codziennie środek przeciwko owadom, bo dziękuję za boreliozę albo wyciąganie kleszczy w środku lasu.
Dwa, w kwestii niedźwiedzi - oprócz dzwoneczka przypiętego do plecaka, kiedy będę startować o 4:00, mam również gaz pieprzowy oraz granat hukowy (ostateczność!). Poza tym, staram się dbać o to by przed samym wschodem nie być sama - zaczynam GSB ze wsparciem GOPR Bieszczady, żebym przypadkiem w drodze na Halicz nie umarła ze strachu. Szymon również będzie mi towarzyszył przez pierwsze 30-45 min trasy w Beskidzie Niskim.
Poza tym, będę ograniczała używanie słuchawek i słuchanie muzyki. Cholera wie, czy gdzieś zza krzaka nie wyleci dziki pies, czy pies pasterski. Mam kije, mam donośny głos i muszę stać pewnie stopami na ziemi - wtedy mam szansę wyjść z tego bez szwanku. No cóż, takie są uroki GSB.
Intuicyjnie wybrałam Wołosate jako start. Ponadto, to tutaj infrastruktura turystyczna jest słabsza właśnie ze wschodniej strony. Czekają mnie odcinki, gdzie pewnie przez wiele godzin nikogo nie spotkam. Zaczynam od wysokiego C, czyli dużego przewyższenia, mało popularnych odcinków i dość trudnych fragmentów (patrz Kozie Żebro, czy Cergowa), bo realnie będę wtedy miała więcej siły i będę na tzw. "świeżości".
Kluczowym będzie przespanie tak dużej liczby godzin, jak to tylko możliwe. Czas na odpoczynek, to czas na odpoczynek. Nie chcę go poświęcać na nadrabianie kilometrów na trasie. Nawet, jeśli nie uda mi się zasnąć, to mam leżeć z nogami do góry w świętym spokoju. By choć na chwilę głowa odpoczęła od ciągłego, repetytywnego przebierania nogami.
Każdy dzień biegu kończę prysznicem, świeżymi ciuchami, jedzonkiem i kładę się do łóżka, nogami do góry. Muszę się zastanowić, ale najpewniej będę spała w nogawkach uciskowych, a prewencyjnie nasmaruję się maścią końską.
Biegnę na samopoczucie - to znaczy, ma mi być lekko. Może to zabrzmi trochę absurdalnie, ale jakakolwiek możliwość zakwaszenie organizmu, czy "podkręcenie" tempa do jakiś prędkości, jak wyścig na 50km, odbije się na mnie bardzo niekorzystnie w dalszej części.
Biegnę w strefie komfortu, słuchając swojego organizmu i raczej zwalniając, niż przyspieszając. Uważam, że więcej mogę zyskać zaczynając WOLNO i nie przepalając swoich możliwości, zwłaszcza, że organizm będzie świeży. Złudnym jest "och, ale mi dobrze idzie, jestem ponad swoje założenia". To pierwszy znak by zwolnić.
Po prawie roku przygotowań, dla mnie pewne rzeczy są już oczywiste. Jednak, po rozmowach z Wami i analizie Waszych pytań, nawet te oczywiste (dla mnie) rzeczy, stanowią enigmę.
Dajcie mi proszę znać, czy chcielibyście się jeszcze czegoś dowiedzieć. Na pewno po GSB ukaże się post z serii, co się sprawdziło, a gdzie miałam błędne założenie. Jestem bardzo tego ciekawa!
No nic, do napisania już po GSB!
PS. Zapraszam na zbiórkę: https://pomagam.pl/szlakbezpresji 🩷
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂