Wywiad Piotr Pogon o onkologicznym ADHD i zdobywaniu własnego Kilimandżaro – część 2

Marta Dębska

5 min read
Piotr Pogon o onkologicznym ADHD i zdobywaniu własnego Kilimandżaro – część 2

Druga długo wyczekiwana część mojego wywiadu z Piotrem Pogonem, który nie tylko dzieli się z nami ogromem pozytywnej energii i potężną dawką optymizmu na przyszłość, ale również – cennymi radami praktyka jak przekuć marzenia w cele i jak je realizować.

Piotr Pogon, z którym miałam przyjemność spotkać się w grudniowe leniwe przedpołudnie, zdradził mi sekret o tym, co jest kluczem do szczęścia. Wydawało mi się, że takowy nie istnieje – Piotr jednak upierał się, że jest inaczej, a ja bacznie nastawiłam uszu by dowiedzieć się, jak odnaleźć ten klucz. Podobnie jak z misją zdobywania własnego Kilimandżaro. O tym wszystkim przeczytacie w 1. części wywiadu, a do drugiej części zapraszam Was już teraz!

PP: Piotr Pogon; MD: pseudo-dziennikarz, czyli ja


MD: Czy tę niesamowicie pozytywną energię wykorzystujesz też w pracy jako fundraiser?

PP: Jak najbardziej! Myślę, że jestem całkiem dobry w zakresie przekonywania ludzi do tego, aby otworzyć się na innych i zachorować na najlepszą, ale i nieuleczalną chorobę. Jest to amnezja na zaimek osobowy JA. Życie nie tylko dla siebie, ale też dla innych, na dzielenie się, na przeżywanie tego życia i otwieranie nieba innym. To jest coś, co jest czymś najwspanialszym.

Podkreślam to wielokrotnie, że kiedyś byłem bardzo bogatym przedsiębiorcą, mogłem wyrecytować słupki i wykresy swoich finansów we śnie. Teraz, jako fundraiser – mam podziękowania od matek, których dzieciom pomogłem; od ludzi, którym dałem stopień do pokonania siebie i nowych wyzwań. To jest coś najwspanialszego bycie Mikołajem 364 dni w roku.

MD: Czy mógłbyś coś więcej powiedzieć o swoich startach sportowych? Z tego, co pamiętam – nigdy nie biegniesz dla siebie i stale masz niezwykłego kompana.

PP: Tak, tak. Mam zawsze ofoliowane zdjęcia swoich podopiecznych przy sobie. Poza tym, każdy, kto zaczyna przygodę biegową, radzę,  żeby to robić w dużej sforze. Aczkolwiek, jest też mistyka biegania, polegająca na tym, że jest to rozmowa ze sobą, zmaganie się ze sobą. Ja podkreślam to, że w 2008 przebiegłem pierwsze 3km … a teraz mam za sobą setki kilometrów maratońskich …

MD: To było 10 lat temu! Niesamowite, a tu mamy Ironmana z jednym płucem…

Tak, czy też jeszcze Bieg Rzeźnika. Plus wyczyny typu spojrzenie jako przewodnik osoby niewidomej z 7 000 m n.p.m. ,co jest dla mnie podwójną satysfakcją i radością. Oraz naturalnie, wiarą w to, że mój najlepszy sponsor, czyli Wielki Baca jak ja go nazywam, że czuwa i On jest. Ta siła, która w każdym z nas tkwi – jest niewyobrażalna, proszę w to uwierzyć.

żródło: https://dziennikpolski24.pl/mowia-na-niego-czajnik-bo-przez-brak-pluca-swiszczy-ale-biega-dalej/ar/3571335

MD: Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na temat swojego doświadczenia jako fundraiser. Czego się nauczyłeś o nas, o Polakach? Jesteśmy chętni do pomocy?

PP: Jesteśmy ogólnie biednym społeczeństwem i mamy dość dużo w sobie bezinteresownej zawiści, ale jest mnóstwo ludzi wartościowych, chętnych do pomocy. Sądzę, że część oporów związanych z działalnością charytatywną i zbieraniem pieniędzy, jest fakt, że chcielibyśmy znać konkretny. Absolutna transparentność. Definicja celów osób potrzebujących.

Podkreślam jedną rzecz – posiadając bogate doświadczenie w fundraisingu, bo od 2004 roku zebrałem na cele społeczne i charytatywne ponad 28 milionów złotych, to jest najcudowniejsze, że każda pomoc jest niewymierna.

Mam za sobą mistrzostwo świata fundraisingowe, czyli donację testamentową, gdzie cały majątek został przekazany na cele społeczne. Mam za sobą też … dar z kóz! Gdzie spracowany rolnik podarował kozy dla naszych podopiecznych i proszę mi wierzyć, że wartość tych kóz była równa tej 6-cyfrowej sumie testamentu w zielonej walucie.

Warto pomagać. Warto nie bać się swoich marzeń i tego, co teoretycznie z punktu widzenia racjonalnego, jest nie do dotknięcia. A to się dzieje!

MD: Wydaje się, że jesteś zwolennikiem wizji – myśl ponad przeciętność, nie ma rzeczy niemożliwych. Czy powiesz coś o misji Fundacji Drabina?

PP: Wracamy do wątku upadania. Szczerze powiedziawszy, nie mogę dojść do siebie po ostatniej trudnej wyprawie. Ta “Drabina” jest moim ukochanym dzieckiem, na razie śpiącym w łóżeczku. Kiedyś wstanie i pójdzie na najpiękniejszy spacer jaki jest możliwy. Natomiast, praca fundraisera i kogoś kto pomaga nauczyła mnie jednego – żeby nie dawać ryby, a wędkę. Narzędzie. Stąd nazwa – Drabina.

Słynny logotyp, który został opracowany przez scenografa reżysera Smarzowskiego – wykręcona drabina na wzór DNA, wznosząca się ku górze. Tak jak mówię, pomaganie jest to podsunięcie kolejnych szczebli – wchodzenie wyżej. Często z ciemnego kanału, ale zawsze wyżej. To chciałbym robić w swojej fundacji – w najbliższych miesiącach mam nadzieję, że to przyspieszy. Tak bardzo chcę, aby moje amputowane palce nie będą już tak boleć i będzie można cieszyć się, działać. Bardzo tego chcę.

źródło: https://zielonedrzwi.tvn.pl/

MD: Piotrze, ostatnie już pytanie. Pojęcie dobroczynności. Czy uważasz, że dobroczynność online rośnie na popularności? Każdy może zbierać na dowolny cel. Czy uważasz, że to trend, który powinno się promować?

PP: Ja mam podejście specyficzne, bo jestem rocznik ‘67, czyli za mojego życia wprowadzono telefonię komórkową, co dopiero mówiąc o internecie, który niesie z sobą przecież również negatywne zjawiska – jak hejt, czy taki rodzaj ekshibicjonizmu emocjonalnego. Ale jest to też najlepsze z możliwych narzędzie, które przy minimalnych środkach pozwala dotrzeć do jak największej grupy ludzi.

Jeśli jest to komunikat dobrany profesjonalnie i rzetelny, ukierunkowany na konkretną grupę – nie ma lepszego sposobu niż zbieranie pieniędzy online. Przy czym, większość osób korzystających z internetu, chce znać konkrety i tym trzeba się posługiwać. Nie gładkimi słowami do opisu ogółu, a konkretami kierunkami działania i wtedy ludzie pomogą. I tyle, do przodu. Zawsze do przodu!


WOW. Tylko tyle mogę napisać. Nie ukrywam, że rozmowa z Piotrem stanowiła potężny pozytywny bodziec, który utwierdził mnie w przekonaniu, że nie ma rzeczy niemożliwych. Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się przekazać Wam najwyższą wartość z tej rozmowy – czyli nie tylko optymizm, ale przede wszystkim wskazówki odnośnie realizacji naszych wizji i marzeń.

Jestem przeogromnie ciekawa, co sądzicie na temat wywiadu z Piotrem – dla mnie, to jest prawdziwy tytan i cieszę się niezmiernie z szansy spotkania go osobiście. Napiszcie koniecznie, kto Was inspiruje i z kim to Wy chcielibyście się spotkać by podziękować za tego pozytywnego kopa, którego czasami potrzebujecie … 😉

Trzymajcie się ciepło,

M.

Bądź na bieżąco z Zielone Bieganie - Blog o bieganiu ultra!

Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂