Marta Dębska
Miesiąc, który przyniósł wręcz minimalną sumę przewyższeń. Nie ma tego złego... Udało się popracować nad szybkością i sprawnością. Ale też, organizm potrzebował odpoczynku i dał mi poważny sygnał ostrzegawczy, aby wrzucić na luz.
Kwiecień plecień ... Trochę świetnej formy, trochę osłabienia i porzucenia treningów na kilka dni... W tym roku wiosna nas nie oszczędza - w Warszawie mamy pomieszanie z poplątaniem. Nie pamiętam, kiedy był bezwietrzny dzień, a nawet, gdy słońce nieśmiało wyjrzy zza chmur, to temperatura skłania raczej do ubrania ciepłego kubraczka niż króciutkich spodenek i tenisówek.
No niestety, ale zmienna pogoda i dość intensywny treningowo okres sprawił, że organizm mocno dostał popalić, a ja nie poświęciłam regeneracji tyle czasu ile powinnam. Jednak, zamiast z tym walczyć - zaakceptowałam ten fakt i spędziłam upojne dwa dni bycząc się w domu, pijąc naparki z imbiru oraz kurkumy (i oczywiście, starając się być dobrej myśli) 😊
Przełom marca i kwietnia to dość ciekawy czas. Z jednej strony konkretny trening szybkościowy z 2-3 minutowymi interwałami we wtorek, a następnie dwa treningi regeneracyjne - 11km i 16km. Dostałam mocno popalić po wtorkowej jakości i wolałam wrzucić na luz.
W sobotę i niedzielę byłam w Gdańsku i wykorzystując możliwość pobiegania w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, udało się zaliczyć kilka pokaźniejszych górek. Zdecydowałam się na weekendowy duet back-to-back, gdzie w pierwszy dzień trening był krótszy, ale bardziej intensywny, a w drugi - wolny, ale dłuższy. Taki wybór jednostek pomaga odnieś się do specyfiki biegów ultra, gdzie często biegamy na oparach.
Oprócz biegania i roweru, zaczynam też przygodę z programem treningu siłowego EPIC II (więcej informacji tutaj), czyli 10 tygodni po 5 workout'ów w formie split, czyli jeden dzień dedykowany jest wzmocnieniu konkretnych partii ciała. Osobiście, decyduję się robić 3-4 treningi. Dostępny jest szczegółowy harmonogram, a video znajdziemy na YouTube.
Wielki plus za profesjonalną realizację treningów, montaż i tak naprawdę, wielką frajdę z ich wykonywania! Caroline Girvan jest certyfikowaną trenerką (z Irlandii Północnej, więc jak lubicie ciekawe akcenty, to można się uśmiechnąć podczas wstępów do ćwiczeń) i przyznam, że udało jej się mnie przekonać do systematycznego treningu całego ciała. Treningi są ciekawe, mają pozytywną narrację, czyli nie koncentrują się na tym by adresować utratę tkanki tłuszczowej, czy osiągnięcie wizualnych efektów - a raczej dobre samopoczucie i wzmocnienie całego ciała. Wielki plus za to!
Jeśli chodzi o bieganie, to wydarzeniem tygodnia był niedzielny maraton. Moim celem było utrzymanie całości w tlenie, aby dać sobie te 4.5h na poprawę wydolności. Mimo niskiej intensywności, taki trening i tak może mocno dać popalić, zwłaszcza, gdy zaniedbamy kwestie nawodnienia i jedzenia podczas biegu. Wypiłam 2L wody z elektrolitami, do tego 3 batony raw i jeden mus owocowy. Biegło mi się lekko, a możliwość pobiegania w Falenicy sprawiła, że było z tego więcej przyjemności.
Wyniosłam jednak bardzo cenną lekcję z tego maratonu ... Uwaga, może być drastycznie ... Aby smarować wewnętrzną stronę ud Sudocremem! Nie żartuję. Biegłam w krótkich spodenkach i po 20km zauważyłam, że zaczynają mi się kleić uda (brzmi to fatalnie, sorry). Zdałam sobie sprawę, że mój mózg wyparł fakt, że obtarłam sobie uda aż do krwi. Ugh, naprawdę nieciekawie to wyglądało. Zrobiło się trochę ciepło, zrzuciłam legginsy po raz pierwszy i taka niespodzianka. Dobiegłam w miarę OK do domu, ale trzeba było to oczyścić i pozwolić zagoić się. Przez 2 kolejne dni chodziłam jak cyrkiel. Wniosek: SUDOCREM wszędzie i na grubo.
Wykorzystując przepiękną pogodę w poniedziałek, wzięłam sobie urlop na żądanie i wyruszyłam na rower. Naprawdę, bardzo tęskniłam za wycieczkami rowerowymi - a w związku z tym, że przejezdnym jest już Most Południowy, wybrałam się na drugą stronę Wisły. Jestem zadowolona z traski, gdzie w większości były asfaltowe ścieżki rowerowe i relatywnie mały ruch. Schody zaczęły się dopiero od Zielonki i wtedy to już droga przez mękę, ale poza tym ekstra.
Reszta tygodnia to 5 treningów biegowych - w tym 17km BNP. Padało jak z cebra, a ja się uparłam, że nie odpuszczę treningu. Nie wiem, czy to był bardziej trening szybkościowy, czy może mentalny ... Dawno nie biegałam tempem 4:40 i miło było sobie przypomnieć jakie to uczucie!
Jakie są zalety treningu BNP? Przede wszystkim, w formie negative split (im bliżej końca, tym przyspieszamy) łatwiej jest wejść na pewne prędkości i je utrzymać. Po drugie, powtarzając taki trening, co 7 - 14 dni, można łatwo zauważyć poprawę wydolności. Skupiając się na szybkości, BNP jest dobrym przykładem jednostki jakościowej.
Zwieńczeniem tygodnia była pierwsza w tym roku prawdziwa impreza biegowa - Love'Las, gdzie wzięłyśmy z Olą na klatę dystans 50km+. Więcej przeczytacie tutaj. Szybciutko podsumowując, było fantastycznie znów móc poczuć te startowe emocje! Świetna okazja do treningu mentalnego (kryzysy, ach kryzysy!) i przetestowania kwestii żywienia oraz picia. W ramach miłej niespodzianki, wylądowałyśmy z Olą na podium. Do teraz logicznie nie mogę tego wytłumaczyć, stało się! Im więcej we mnie luzu, tym lepiej mi się biega ... Dla mnie imprezka 10/10.
Zaczynam od poniedziałkowej zakładeczki, czyli 10km + 10 x 100/100 (przebieżki), a potem 50km rowerowania. Czuję się bardzo dobrze, dałam sobie niedzielę na regenerację, ale chcę potraktować te kolejne dni na luzie, aby nie przedobrzyć.
Wtorek to znowu rowering i trening siłowy, w środę kolejne BNP i w czwartek regeneracja. W sobotę wybraliśmy się na trening z elementami siły biegowej z Kamilem z Black Hat Ultra, który sprzedał nam kilka ciekawych tipów w jaki sposób możemy przygotować się do biegów górskich w Warszawie i stwierdzam, że będę stałym gościem na Kopcu Powstania 😊
Niestety, ale wieczorem coś zaczęło mnie boleć gardło, potem zatoki i bum. Cała niedziela w łóżku. Zamiast niedzielnego wybiegania, był maraton seriali i ciepła kołderka.
Niby troszkę lepiej się poczułam w poniedziałek, ale też postanowiłam odpuścić. Jak pewnie zauważyliście, zwykle jestem uparta i niezbyt wyrozumiała wobec siebie. Od wielu lat nie potrafiłam odpuścić treningu, gdy się faktycznie źle czułam. Paradoksalnie, czułam wyrzuty sumienia, że trening niezrobiony. Teraz to pewnie wszystko stracone, a ja nie mogę nazywać się biegaczką. Pffff.
Jakby ktoś mi to powiedział, to bym spojrzała na niego zatroskana i pogłaskała po głowie. A sama daję sobie kopniaka za kopniakiem. Na szczęście, kilka kontuzji i brak możliwości zwalczenia choroby w zarodku na przestrzeni ostatnich lat sprawiła, że jestem już o wiele rozsądniejsza.
Jeśli czujemy się słabo, tętno jest mocno podwyższone, a my ledwo przebieramy nogami ... STOP. Czas odpocząć. To naprawdę może nam wyjść tylko na zdrowie. To żaden obciach zostać w domu i po prostu NIC nie robić. Nie trzeba być zawsze produktywnym, czy wykorzystywać dzień w pełni - praca, trening, zakupy, życie ... 2 dni całkowitego luzu bardzo dobrze mi zrobiły.
W tym tygodniu za bardzo nie ma, co pokazywać, bo do czwartku odpuściłam wszelaką aktywność. Gdy czułam się trochę lepiej, byłam bardziej aktywna - od razu wracało osłabienie, a zatoki dosłownie rozrywały mi głowę. Uznałam więc, że to świetna okazja do kolejnego treningu mentalnego pod tytułem "Sztuka odpuszczania". Jak wiecie, to jedna z najtrudniejszych jednostek ...
Nie ma tego złego, naprawdę. Naczytałam się książek, nadrobiłam zaległości w pracy dziennikarskiej (stay tuned!), nagotowałam i napiekłam się, wysprzątałam dom na błysk i po prostu wzięłam na klatę obecną sytuację.
Mimo tego, że kwiecień przyniósł nie tylko szaloną pogodę, ale i zapalenie zatok, co wycięło mnie na ostatni tydzień miesiąca, to był generalnie dobry czas. Cieszy mnie niezmiernie start w Love'Las i mam nadzieję, że z początkiem maja uda się wrócić do treningów. W końcu UTM coraz bliżej ...
Best, M.
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂