Marta Dębska
Co za intensywny miesiąc 🙃 Wpadły pierwsze poważniejsze przewyższenia, kilka konkretnych wycieczek rowerowych i przede wszystkim, start w Ultra-Trail Małopolska! Po 30 tygodniach ciężkiej pracy, maj kończę z tygodniowym roztrenowaniem i jestem gotowa na ostatnią prostą przed 130km (DFBG) w lipcu ...
1 dzień maja to sobota i wtedy też w planie miałam długie 30-km wybieganie. OK, 2 podcasty naszykowane - można biec, ale wciąż perspektywę 3-godzinnego biegu po płaskim przywitałam z wyśrubowanym entuzjazmem. Biegało mi się od kilku dni bardziej niż średnio i również w tym przypadku, nogi były ciężkie, a głowa gdzieś daleko, daleko ...
Nie mogłam się za bardzo wkręcić w swój rytm i po prostu męczyłam się psychicznie. Nie wiem, po prostu trening "nie wjechał dobrze" i uznałam, że niedzielny trening całkowicie odpuszczę by mentalnie trochę się zregenerować. Jestem fanką treningu adaptacyjnego i znalazło to w tym miejscu zastosowanie.
Podjęłam też decyzję by sumiennie dbać o stopy - śmiejcie się, ale to nie jest moją mocną stroną. Uznałam, że dzień luzu w niedzielę wykorzystam na to by je wymoczyć i wypielęgnować. Nigdy jakoś nie mam na to czasu ... Zaczęłam dzień po dniu nakładać maść zmiękczającą, aby na nadchodzącym UTM obyć się bez większych odcisków. A Wy, macie jakieś "magiczne" metody, które stosujecie by zadbać o swoje piękne stópki?
Nie sugerujecie się nazwą treningów, bo często jest tak, że mam jakoś zapisany dany workout i wiem na przykład, że "Warsaw - Górki" to trening dowolnej długości z końcówką odcinków szybko / wolno 10 x 100m. Tak też zaczęłam tydzień, ale ... niezbyt dobrze mi szło (serio?!). Przerzuciłam się więc na rower we wtorek, realizowałam też systematycznie program EPIC II od Caroline Girvan.
W środę umówiliśmy się z Kamilem na zabawę biegową nad Wisłą z zakończeniem na Kopcu Powstania, aby wpadło choć trochę przewyższeń. W czwartek spakowałam manatki i po 8 godzinach w podróży, wylądowałam w Krynicy u rodziców. Starałam się jak najlepiej skorzystać z pogody i faktu, że po 2 miesiącach w końcu byłam w górach 😊
W weekend wpadło przyjemne długie wybieganie z Frycowej do Piwnicznej-Zdrój. Ostatni raz biegłam tą traską w zimę, gdy śniegu było dosłownie po pas. Obiecałam sobie, że na wiosnę przebiegnę to jeszcze raz, bo przedzieranie się przez gigantyczne zaspy mocno mnie straumatyzowało, a w głębi serca wiedziałam, że to są piękne tereny i chciałam wrócić zwłaszcza w okolice Rezerwatu Barnowiec.
Tak byłam podekscytowana tym, że znowu jestem w górach, że całkowicie straciłam kontakt z rzeczywistością (=not good). Trochę mam do siebie żal, że nie piłam tyle ile powinnam. Uznałam, że wystarczy mi łącznie 3L płynów i zamiast faktycznie z tego korzystać to włączyła mi się mentalność polskiej cebuli, więc zaczęłam tę wodę oszczędzać.
Potem mi klasycznie napuchły dłonie, a ja czułam się tak jak wielka bańka. Co więcej, pewnie czytające kobietki przytakną ze zrozumieniem - nie jest to przyjemnością biegać w przeddzień okresu, hormony szaleją, a my czujemy się no ... do kitu.
Tydzień 3 wspominam bardzo dobrze - biegało mi się lekko, udało się zrobić 4 porządne treningi z łącznym przewyższeniem ponad 2500m. Na szlaku spędziłam ponad 10h i w sumie, to stanowi dla mnie wyznacznik obciążenia treningowego. Jako, że bazowanie na samym kilometrażu jest mylące jeśli trenujemy w górach, to staram się w takich tygodniach ustalać obciążenie w oparciu o czas treningów i przewyższenie.
Jestem zadowolona zwłaszcza ze środowej zakładeczki - rano pobiegłam moją ulubioną traską do Bacówki pod Wierchomlą, a popołudniu wskoczyłam na rower. Co ciekawe, wyjątkowo dobrze mi się biegło i byłam szczerze zdziwiona, że cały dystans zrobiłam o 10 min krócej niż normalnie i to z poczuciem, że miałam jeszcze sporo rezerw mocy. Celem takich zakładeczek (2-3 razy w miesiącu) jest trenowanie na znacznym zmęczeniu przy uszczuplonych zasobach glikogenu.
Z każdym kolejnym treningiem umacniałam się w tym, że jestem gotowa na UTM. Niedzielna wycieczka biegowa była turbo lajtowa - wiedziałam, że za tydzień czeka mnie wyrypka w Wyspowym, więc nie chciałam przeholować. Jednak, dzięki temu ponad 4-godzinnemu treningowi w deszczu, bardzo wzmocniłam się psychicznie i przygotowałam na ulewę podczas UTM ...
Aha, do tego oczywiście doszło ponad 270km na rowerze i 3 sesje treningu siłowo-wzmacniającego. Trochę odpuszczam EPIC II, bo nie mam u rodziców ciężarków, więc realizuję głównie te treningi, które mogę wykonać ograniczając się do własnego ciężaru.
Jak biegać, aby nie przeholować? Dobre pytanie. Osobiście, nie znam na to odpowiedzi. Uważam, że jest to kwestia indywidualna u każdej osoby i trzeba próbować, co najlepiej sprawdzi się w danym przypadku. Jako, że UTM traktuję jako start treningowy przed Lądkiem, okres taperingu nie należał do najbardziej rygorystycznych.
Poszłam raz na rower, a we wtorek zrobiłam sobie test na trasie Krynica - Bacówka pod Wierchomlą, gdzie na pełnym luzie wykręciłam swój najlepszy czas. Bardzo mnie to podbudowało i nie mogłam się doczekać sobotniego startu w Kasinie. W środę przebiegłam 12km, a w piątek 35-min poranny rozruch przed wyruszeniem w trasę z Warszawy na południe.
O Ultra-Trail Małopolska przeczytacie tutaj 😊
Słodkie roztrenowanie! Z czystym sumieniem, byczyłam się ponad miarę. Czułam potrzebę psychicznie i fizycznie odpocząć. Dzięki temu, że udało się złapać po 8-9 godzin snu praktycznie przez cały tydzień, zregenerowałam sie ponad normę. W dodatku, zaszczepiłam się i oprócz bólu ramienia, nic mi w sumie nie dolegało.
Wyszłam raz na rower, ale całkowicie odpuściłam bieganie. Zrobiłam 3 treningi wzmacniające i 2 razy jogę. Bardzo się z resztą wkręciłam w przeróżne ćwiczenia rozciągające i postanowiłam, że włączę je na stałe w swój treningowy harmonogram.
A po co nam roztrenowanie? Nawet takie tygodniowe? Ano, by odpocząć. By zrzucić tę presję trenowania i spinę. Nawet nie wyobrażam sobie w jak ogromnym stopniu mój organizm oberwał po ponad 12 godzinnym górskim biegu. Nawet, gdy ból mięśni na dobre ustąpi, tkanki wciąż muszą się odbudować. Pozwólmy na to, nie rzucajmy się od razu w trening.
Dobrze będę wspominała ten tydzień, bo nadrobiłam zaległości w spacerkach, czytaniu książek, serialach i spotkaniach towarzyskich. Pogoda nie była jakaś wybitna i nawet trudno było wyrwać się na rower. Cieszy mnie fakt, że coraz lepiej radzę sobie i świadomie korzystam z roztrenowania, które było niezbędne by zregenerować się przed kolejnymi 6 tygodniami, dzielącymi mnie od 130km w Lądku-Zdrój ...
Mądrze przepracowany maj. Dałam z siebie 100% na treningu i na UTM, a potem bez wyrzutów odpoczywałam. Przyznaję - kilka pierwszych treningów w miesiącu nie było zbyt pomyślnych. Odpuściłam jednak intensywność, wrzuciłam na luz - zadbałam o sen i regenerację. Po 2 tygodniach (i uregulowaniu się hormonów hehe) temat ruszył na przód i do UTM czułam, że jestem w bardzo dobrej formie.
Oby ta tendencja utrzymała się aż do samego DFBG!
Trzymajcie się ciepło, M.
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂