Marta Dębska
Witaj na szlaku! Zapraszam w biegową podróż po moich ulubionych ścieżkach Beskidu Sądeckiego, który zauroczy Was pięknymi krajobrazami, wciąż nie zatłoczonymi szlakami i idealnymi wręcz warunkami do długich wycieczek biegowych.
Beskid Sądecki podzielony jest na dwie części potężnym Popradem. Na zachód rozciąga się pasmo Radziejowej, a na wschód - Jaworzyny Krynickiej. To właśnie w Beskidzie Sądeckim spędzam najwięcej czasu biegając po mniej i bardziej znanych szlakach, a jak nie biegam, to kosztuję wód mineralnych z licznych źródeł, które nie pozwolą żadnej duszy na jakiekolwiek pragnienie... Zapraszam do pierwszego posta z serii moich ulubionych trasek biegowych w Beskidzie Sądeckim!
Trasa idealna dla osób, które chcą zrobić sobie dłuższą wycieczkę biegową (35-40km), a jest to ich jedna z pierwszych wyrypek w górach po przerwie lub też dopiero zaczynają swoją przygodę z górskimi biegowymi wyprawami. Traskę można podzielić na dwie części - z Łabowca do Piwnicznej, a następnie do Szczawnicy jeśli ktoś miałby ochotę trochę pozwiedzać lub też zostać tam na dłużej.
Łabowiec - Hala Łabowska (niebieski szlak)
Hala Łabowska - Piwniczna (niebieski szlak)
Piwniczna - Niemcowa (żółty szlak)
Niemcowa - Przehyba (czerwony szlak)
Przehyba - Szczawnica (niebieski szlak)
Pozwala to niejako "rozgrzać się" na odcinku do Piwnicznej, gdzie pierwsze 2km biegnie drogą asfaltową aż wbiegniemy na leśne ścieżki Rezerwatu Łabowiec. Wiem, że nie jest to największą przyjemnością bieganie asfaltem, ale dzięki towarzyszącemu nam strumykowi, małym wodospadom i drzewom wokół, jest troszkę lepiej przeżyć to uderzanie stóp o twarde podłoże. Od wejścia do rezerwatu, mamy już tylko 2km w górę na Halę Łabowską.
Kierujemy się niebieskim szlakiem, mijając po prawej stronie schronisko, stanowiące dobry punkt "asekuracyjny" na trasie, bo dobrze mieć możliwość by wejść i kupić coś do picia, czy jedzenia, albo po prostu chwilkę się ogrzać (np. podczas zamieci śnieżnej). Wiecie, że schronisko nie jest podłączone do sieci energetycznej? Tak, prąd jest wyłącznie między 18, a 20 (podobnie jak ciepła woda), więc warto mieć działającą czołówkę na wszelki wypadek! Uwielbiam takie klimaty.
To nie są zawody, jeśli mamy na to ochotę, to zajrzyjmy do środka. Nic nas nie goni. Wydaje mi się, że dzięki pandemii i ograniczeniom na nowo dostrzegliśmy urok biegania (lub jakiejkolwiek innej aktywności). Dla samego fun'u. Mnie już na pewno tak bardzo nie rajcują ciągłe zawody i medale, jak porządna biegowa wycieczka przed siebie.
Odbijamy na skrzyżowaniu (czerwony szlak rozdziela się z niebieskim) i lecimy niebieskim szlakiem w dół do Piwnicznej. Odcinek przyjemny do zbiegania. Widoki (zwłaszcza po deszczu) zapierają dech! Dopiero przed samą Łomnicą czeka nas dość strome zejście (kamieniste oraz wystające korzenie), przeskakujemy przez rzekę i leśną drogą dobiegamy do asfaltu.
W Łomnicy odbijamy niebieskim szlakiem w prawo przy maleńkiej kapliczce. Dobrze pamiętam to miejsce, bo w zeszłe lato właśnie tam zostawiłam kije by odpowietrzyć bukłak (geniusz-ja nalał gazowanej wody). Gdy już się spakowałam, całkowicie zapomniałam o kijach i po jakiś 10 minutach zrobiło mi się za pusto w rękach. Byłam święcie przekonana, że zostawiłam je pod najbliższym sklepem, a gdy zapytałam dwóch pijaczków, czy je widzieli - uznali, że przyszła grupka turystów i je zabrała 🤯 Dopiero potem dostrzegłam je pod ławką przy kapliczce... Ufff, to była ulga.
No dobrze, wracając. Niebieski szlak. Kapliczka. Można ten skręt łatwo ominąć, więc trzeba uważać. Stąd, czeka nas ok 1.5km podejścia aż naszym oczom nie ukaże się piękna panorama na Piwniczną. Teraz już tylko w dół ...
Docieramy do miasta. Ciekawostka: według ludowych przekazów, nazwa Piwniczna wywodzi się z licznych podziemnych tuneli (piwnic), które miały umożliwić ucieczkę ludności podczas najazdów. Dowodem na to ma być otwór jamy pod starą szkołą (obecnie planty), będący wejściem do podziemnych korytarzy, ciągnących się aż do pasma Radziejowej.
Znowu, mamy możliwość by uzupełnić zapasy - na tym etapie, byłam już po 2 godzinach biegu (15km) i z radością kupiłam sobie 0.5L wodę gazowaną, którą wypiłam ciurkiem, a dobiłam się colą. Tak, z cukrem. Pyszna była. No dobrze, czując cukier w moich żyłach, ruszyłam żółtym szlakiem, kierując się na Niemcową.
Czeka nas nas kilka kilometrów płyt betonowych, które wyprowadzą nas z miasta i dopiero przy wejściu do lasu, podłoże robi się bardziej miękkie - rzekłabym błotniste przy mocnym deszczu. Tak mi się poszczęściło ostatnio, że biegłam ponad 4 godziny w ulewie, więc na Niemcową wychodziłam otulona mgłą ... Nie ma co ukrywać, Niemcowa (1001 m n.p.m.) nie jest zbyt "wybitym" szczytem. Kilka lat temu otwarta jeszcze była Chatka pod Niemcową - najstarsza chatka studencka w tej części Karpat. Jednak, jest to własność prywatna i niestety od dawna jest już zamknięta.
Dobiegam na Niemcową, a zza chmur wychodzi słońce! Tak, w końcu. Zrzucam kurtałkę, która suszy się na plecaku, a ja wkładam ocieplane rękawki i bufa. Koszulka mokra, ale szybko schnie. Nie mija godzina, a czuję już względny komfort suchości. Z Niemcowej biegnę czerwonym szlakiem na Wielki Rogacz. Mamy do pokonania granie Międzyradziejówek, czyli około 3km z 192m przewyższenia. Całość nie powinna zająć dłużej niż ok 25-30 min względnie wyluzowanym tempem.
Nareszcie, Wielki Rogacz (1142 m n.p.m)! Zaczyna się moja ulubiona część tej trasy ze względu na przepiękne widoki - panorama pasma Radziejowej oraz Pieniny i Tatry. Gdy chmury nie stanowią bariery, widzimy w oddali najwyższe szczyty w Polsce, zapiera dech. Serio.
TIP: zamiast biec na Radziejową, pobiegnijcie trasą narciarską / drogą leśną dookoła szczytu. Widok jest zapierający dech przez praktycznie kolejne 40-50min, aż dotrzemy na Przehybę. Biegnie się wygodnie, zazwyczaj nie ma zbyt wielu turystów. Ustawiłam tracka standardowo przez Radziejową, ale biegłam wokół - jak widzicie, to odległość ok 100-200m od czerwonego szlaku.
Przehyba to kolejne miejsce, gdzie możemy uzupełnić zapasy. Znajdziemy tutaj schronisko PTTK, które swe początki ma już w 1937, kiedy to udostępniono turystom pierwszą część (parter). Czy wiecie, że nazwa Prehyba oznacza przełęcz? Początkowo była to nazwa słowacka, ale zamieszkujący ją Rusini przekształcili to właśnie w brzmiącą obecnie Przehybę.
Za nami 29km i ponad 4 godziny na szlaku. Co więcej, można sobie usiąść na ławeczce by popodziwiać panoramę Tatr. Gdy sobie trochę odpoczniemy i naładujemy się witaminą D, biegniemy wciąż czerwonym szlakiem do najbliższego skrzyżowania - tutaj skręcamy w lewo na niebieski i zielony. Czeka nas już tylko zbieg...
No dobra, czekają nas tutaj jeszcze mniejsze wzniesienia, ale od 33km jest już ostro w dół. Biegniemy cały czas niebieskim szlakiem - zielony odbija w prawo za Czeremchą. Początkowo, zbiegamy szeroką drogą leśną, potem znowu skręcamy w lewo (uwaga, aby nie przegapić skrętu!) i czeka nas ostry zbieg (kamienisty) w dół aż do potoku. Stąd, szeroka droga leśna aż do Sewerynówki.
Jeśli mamy ochotę na pierogi, to gorąco polecam odbić w prawo na czarny szlak do Bacówki pod Bereśnikiem. Niewątpliwie, najlepsze pierogi z jagodami jakie kiedykolwiek dane było mi jeść!
Zbiegam drogą asfaltową aż do Szczawnicy, gdzie czeka na mnie Rafał. Jeśli nie macie samochodu (ewentualnie szofera), to łatwo można dostać się ze Szczawnicy do Nowego Sącza busikiem, a stąd możemy już pojechać pociągiem w dowolną stronę.
Ufff, umęczyłam się, ale trening jak najbardziej na plus! Przetestowałam nowe buty (Salomon Speedcross 3) i śmiem stwierdzić, że to najwygodniejsze trzewiki, które do tej pory nosiłam. W dodatku, poddałam hardkorowemu testowi kurtkę (Salomon Outline Jacket) i byłam bardzo ciekawa, czy membrana 20 000 udźwignie 4-godzinny opad. No niestety, po jakiś 2 godzinach nie ma siły by jakakolwiek (nawet najlepsza) kurtka nie przemokła. No chyba, że o czymś nie wiem - to dajcie znać 😊
Reasumując, trasa bardzo malownicza bez względu na warunki pogodowe. Nie należy do najbardziej wymagających, jest też infrastruktura turystyczna. Chociaż, szlaki te nie są na szczęście zadeptane. Miałam na tyle szczęścia, że podczas biegu trafiły mi się zaledwie 3 osoby na szlaku. Wiem, że jeszcze nieraz w tym roku wrócę na tę traskę... Nie da się w niej nie zakochać 💚
Happy running!
Best, Marta
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂