Marta Dębska
Trenując do swojego pierwszego ultra, w głowie mi się nie mieści, ile obecnie popełniam błędów, które z perspektywy czasu dostaną prostą etykietkę “błędów początkującego”. Jednak, moim celem jest stanąć na starcie zawodów we wrześniu i móc powiedzieć sobie – zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby przygotować się fizycznie i psychicznie do tego szalonego wyzwania. Na 2 miesiące przed startem, udało mi się zrobić 1/3 trasy w ramach treningu. Dlaczego warto trenować na trasie biegu, co i jak testować oraz wnioski po 35km trasy Krynica Zdrój – Rytro.
Wchodząc w ostatnią fazę treningów, 10 tygodni przed zawodami – Bieg 7 Dolin na dystansie 100km, kluczowym jest dla mnie wypracowanie nie tylko wytrzymałości oraz zwinności biegowej, ale przede wszystkim pewności siebie, że zrobiłam absolutnie wszystko, co w mojej mocy, aby (na tym etapie początkowego leszcza ultra) móc podjąć się wyzwania przebiegnięcia 100km. Dlatego też, na 10 tygodni przed startem, zaplanowałam swoje działania tak, aby być w stanie przebiec każdy odcinek trasy (100 : 3 = +/- 33 – 36km) i odpowiedzieć na poniższe pytania:
1. Czy zmieszczę się w limicie?
Rozłożyć trasę step by step. Najpierw od szczytu do szczytu, potem od punktu żywieniowego do przepaka i tak w kółko. Małe “kąski” łatwiej pogryźć niż 100-elementowe danie 🙂
2. Które części trasy stanowią wyzwanie? (zwłaszcza zakładając ogromne zmęczenie) Jak wygląda nawierzchnia? Gdzie przygotować się na silny wiatr?
Sposób odżywania i dostarczania odpowiedniej ilości kcal, a wpływ na organizm i samopoczucie?
Wyposażenie: czy plecak biegowy obciera jeśli nie będę mieć założonej kurtki? Jaką wybrać kurtkę? Czy buty mnie obcierają? Czy mam dobrze rozlokowane przekąski w plecaku, aby łatwo było się dostać? Czy brać kijki? Jak sprawdza się czołówka?
Organizacja na przepakach: schemat działania, suche ubranie, jedzenie (zjeść coś ciepłego!) i płyny do uzupełnienia, szybki masaż, czas trwania przerwy.
Zmęczenie materiału: jak się czuję po 1/3 trasie? Fizycznie oraz psychicznie. Czy mam głód “biec dalej”?
Zmienność warunków pogodowych: jak się przygotować i ogarnąć ubrania na przepakach?
Przyzwyczajenie do samotności: załóżmy, że jest to ponad 15h biegu. No to teraz, skonfrontuj się z myślami, słabościami, wątpliwościami i ogromną pokorą do sił przyrody.
Czy serio chcę to zrobić? Przygotować się na batalię wewnętrzną – chwilowa słabość, a sygnały na zejście z trasy.
Last but not least. Sprawdzić, gdzie widoki są najpiękniejsze 🙂
Mój pierwszy trening na trasie biegu odbył się 30.06.2018 roku. Sprawdzając prognozę pogody już na tydzień przed planowanym wyjściem w góry, dostawałam gorączki – zdaję sobie sprawę ze zmienności pogody w górach, ale prognozy wahały się między słonecznym i bezchmurnym dniem z temperaturą 30C, żeby po kilku dniach zmieniło się na stopni 7, burzowo i deszczowo. Mogłabym się frustrować, ale po co? Czy we wrześniu coś się zmieni z moimi mocami i wpłynę na pogodę w dniu startu? NIE. Trzeba wziąć na klatę to co jest i zastanowić się jak można się do tego przygotować.
29.06 upewniłam się, że temperatura ma oscylować między 7, a 13 stopniami Celcjusza z przelotnymi opadami deszczu w ciągu dnia. Oznacza to, że koniecznie muszę wziąć kurtkę, koszulkę z krótkim rękawem oraz krótkie spodenki. Przez chwilę przemknęła mi myśl o dłuższych spodniach, ale: biegnij sobie człowieku przez wysokie (i mokre) trawy – niech spodnie nasiąkną wodą, a potem ziembią. Nie, dziękuję.
W praktyce, wybór takiego zestawu okazał się strzałem w dziesiątkę. Oprócz rewelacyjnej wręcz kurtcę Salomona oraz Speedcross’ach , które sprawdzają mi się już drugi sezon – nie mogę się pochwalić jakimś PRO-athlete ubiorem – najzwyklejszy T-shirt biegowy za kilka groszy, spodenki to samo. Generalnie, uważam, że to w czym pobiegniemy zależy od tego jak dane ubranie jest przez nas sprawdzone.
Ja wybrałam taki set, w którym jest mi najwygodniej, który testowałam wielokrotnie na długich odcinkach i jeśli bym miała nawet biec w dżinsach, bo jest mi tak najwygodniej i nic mnie nie obciera – to bym tak zrobiła 🙂 Stąd też, wydaje mi się, że najważniejszym jest po prostu przetestowanie różnych wariantów i jeśli jakiś element nie odpowiada, to szukać alternatyw. W kwestii butów oraz kurtki nie szukam zmiany, ale jeśli uznam, że w spodenkach XYZ jest mi lepiej, super – przetestuję następnym razem.
No dobrze, zadecydowałam, co ubiorę. Zakładając, że muszę dostać się na start trasy, czyli do Krynic Zdrój (15 minut drogi z punktu 0), a finish jest w Rytrze – oddalonym o 1.5h drogi pociągiem od Krynicy (+ dodatkowe 15minut drogi do punktu 0), po biegu koniecznym jest odzież na przebranie. Dlatego, zabrałam lekką bluzę i koszulkę na zmianę – całość owinęłam w woreczki, aby uniemożliwić ewentualnemu przemoczeniu ubrań. Najgorszym scenariuszem byłoby ogarnięcie każdego elementu podczas biegu, a rozchorowanie się przez wyziębienie na trasie “do domu”.
OK. Ubranie jest. Teraz spakować plecak. Co ze sobą zabrałam? Założyłam, że maksymalnie będę biegła do 5.5h. Piję, co 20 minut (staram się około 10 łyków, regularnie), jem co 60 minut. Zabrałam ze sobą 1 x dobra kaloria, 1 x bobovita (taki mus owocowy do wyciskania), 1 x banan, 1 x jabłko, 2 x pełnoziarniste małe kanapeczki z pastą z awokado, tofu oraz rukoli (yes, domowej roboty!). Plus, 2L wody w bukłaku. Normalnie przygotowałabym sobie izotonik (woda, miód, sól, cytryna), ale pogodowo nie zapowiadało się najgorzej, a byłam lekko w niedoczasie i zdecydowałam się na samą wodę
Wiedząc, że mam limit czasowy 5.5h – doszłam do wniosku, że wystartuję o takiej porze, gdzie wejdę (please, please!) w słoneczną lukę pogodową i dotrę do dworca w Rytrze idealnie “na styk” na pociąg – jeśli nie, będę czekała 1.5h na kolejny. To dopiero motywacja! Starałam się znaleźć jak najwięcej motywatorów zewnętrznych, które zagrzewałyby do podkręcenia obrotów.
Wyruszyłam o 9.00 – mam dokładnie 5.5h, aby dotrzeć do PKP Rytro, wsiąść w pociąg i miejmy nadzieję, że pozytywnie podsumować trening.
Pierwszy etap biegu poszedł w miarę bez problemu – nie chciałam narzucać sobie szybkiego tempa (żelazna zasada ultra brzmi: jeśli wydaje Ci się, że biegniesz wolno, biegnij wolniej!), bo doświadczyłam tego zbyt wiele razy, gdy zbyt gwałtowny start owocował totalnym spadkiem formy w kolejnych etapach biegu. Nie chciałam “wybić się” przez pomylenie trasy na samym początku, więc poglądowo odpaliłam Endomondo z zapisaną przez innego użytkownika trasą biegu i podążałam jego śladem.
Startując z głównego deptaka w Krynicy Zdrój, skierowałam się na czerwony szlak, który doprowadził mnie do Czarnego Potoku. Ważnym jest, że szlak w pewnym momencie odbija w prawo w nikomu nie rzucające się w oczy podejście, które było całkowicie zarośnięte krzewami. Ważne jest, że potem lekko odbijamy z czerwonego szlaku i biegniemy “główną” drogą, która służy celom zaopatrzenia schroniska, czyli droga jest na tyle szeroka i ubita, że umożliwia wjazd samochodu. Dobiegam do Ja
worzyny Krynickiej. Tutaj wyłączam Endomondo i wbiegam na czerwony szlak – najpierw Runek, a potem Łabowska Hala, gdzie dotarłam po równych 3h od startu. Miałam już wtedy 20km na liczniku, zostało 15/16km. Tutaj przyznam, że miałam pierwszy kryzys – niesamowicie wiało od momentu, gdy minęłam Runek (1080). Wiedziałam, że kluczowym jest pozostać w ruchu – nie wolno jest mi się zatrzymać, bo się wyziębie. Temperatura spadła do 6C, a ja biegłam w “chmurze”, czyli wilgotność na poziomie 100%, mokre plecy pod plecakiem i spocone czoło pod przewiązaną bandaną. Nie wolno jest mi narazić się na wychłodzenie. Siku? OK. Co godzinę przerwa 3 minuty – woda, jedzonko, siku i nara. Lecimy dalej!
Pod Halą Łabowską (1027) zaczęło się również odzywać burczenie w brzuchu – co jest złym sygnałem, bo w biegach długodystansowych trzeba “działać” zanim głód zacznie się odzywać tak dosadnie. Tak czy siak, wiało jak szalone i na 7 minut weszłam do schroniska – wypiłam, zjadłam kanapkę i jabłko, poszłam do łazienki i lecimy dalej.
Od tego momentu droga wiodła w znacznej mierze w dół, aż do wejścia na Wierch nad Kamieniem (1082), minęłam Pisaną Halę, schronisko Cyrla i rozpoczęłam najbardziej stromy i najdłuższy zbieg w swojej historii. Ponad 6km zbiegu z obsuwającymi się kamieniami, wystającymi korzeniami i często zastanawiając się, czy to szlak, czy już rwący strumień – jeśli komuś się wydaje, że podbiegi są wyzwaniem, polecam spróbować zbiegów. Pisząc to, moje mięśnie czworogłowe są tak zakwaszone, że chyba przez kolejne 3 dni nie wstanę 🙂 A to też jest cenna informacja!
Dobiegłam do PKP, a potem jeszcze kawałek w stronę docelowego punktu z przepakiem – udało się! 5:02:24! Zamknęłam się w limicie.
Zważywszy na to, że nie spieszyłam się zbytnio (Marto, miej z tego fun, nie patrz na zegarek, potem będziesz analizować), zgubiłam dwa razy drogę i spędziłam masę czasu w schronisku, w moim organiźmie poziom adrenaliny był o wiele niższy niż podczas zawodów (to i tempo niższe), trudne warunki pogodowe (błoto, obsuwające się kamienie, potoki na szlakach, silny wiatr) – spokojnie urwę jeszcze z 20-25 minut.
Nie ukrywam, że miałam ogrom frajdy biegnąc ten kawałek. Żołądkowo czułam się świetnie, nie doznałam żadnych problemów z nogami (mięsniowo oraz stawowo), nie wywróciłam się ani razu (szok) i miałam szczerze ogromną satysfakcję z każdego kroku. Bardzo mi się ten odcinek podobał i cieszę się, że mogłam przetestować moje możliwości na trasie biegu. Sądzę, że jeśli w Rytrze czekałoby na mnie suche ubranie, buty na zmianę i ciepły posiłek serwowany przez bliską mojemu sercu osobę, potrzebowałabym dosłownie 10 minut na przepaku by pognać kolejne 30km do Piwnicznej – czyli mój u l u b i o n y odcinek trasy. Jak będzie w praktyce? Czas pokaże.
Dużo przemyśleń i wniosków – wiem, co technicznie poprawić by nadać większej prędkości podczas zbiegów, co wprowadzić w kontekście jedzenia i w kolejnym miesiącu jeszcze bardziej położyć nacisk na ćwiczenia wzmacniające, basen i rower 🙂 Ale zanim do tego dojdzie, teraz bardzo ważnym jest przynajmniej 2-dniowy odpoczynek (!). Tak, dzisiaj nogi do góry i odpoczywamy.
Keep tight,
M
Dam Ci znać, gdy tylko pojawi się nowy post 🙂